Spadające ceny surowców i rosnące koszty ich wydobycia, zwłaszcza węgla i złota, uszczupliły zasoby firm, które jeszcze niedawno przeżywały prosperity, określaną przez australijski bank centralny jako kopalniany boom stulecia. Ale w ciągu minionego roku spółki były zmuszone do głębokich cięć kosztów. Redukowały zatrudnienie, ograniczały wydatki na badanie zasobów, a nawet likwidowały darmową kawę dla pracowników i plenerowe spotkania integracyjne.

Teraz topór spada na pensje kadry kierowniczej i dyrektorów, co najlepiej pokazuje, jak do spadającego popytu w Chinach musi dostosowywać się branża, w której w szczytowym okresie hossy kierowca ciężarówki zarabiał 200 tys. USD rocznie.

Firma Panoramic Resources, która wydobywa nikiel w Kanadzie i Australii, o 10 proc. zmniejszyła płace członków zarządu i dyrektorów. W ten sposób chciała złagodzić napięcia w stosunkach z personelem i dostawcami, których najbardziej dotknęły cięcia kosztów po tym, jak słaby popyt z Chin spowodował spadek cen niklu do poziomu najniższego od czterech lat. – Nie możesz prosić dostawcy, by obniżył cenę, jeśli sam, na najwyższym szczeblu, nie chcesz choć w części podzielić jego bólu – powiedział Peter Harold, dyrektor wykonawczy firmy Panoramic.

Rio Tinto, największy na świecie producent rudy żelaza, do końca przyszłego roku chce zmniejszyć koszty o 5 mld USD. Nawet największe spółki, takie jak BHP Billiton, nie zawahały się przed zaciśnięciem pasa w przypadku wynagrodzeń szefów. Andrew Mackenzie, który w maju został prezesem tej spółki, zgodził się na zasadniczą pensję o 25 proc. niższą niż miał jego poprzednik Marius Kloppers i na ograniczony pakiet bonusowy.