Waszyngtońska instytucja przewiduje, że światowa gospodarka urośnie w tym roku o 3,5 proc., co oznaczałoby nieznaczne (o 0,2 pkt proc.) przyspieszenie wzrostu wobec 2014 r. Przy tym, gospodarki zaliczane do grona dojrzałych mają powiększyć się o 2,4 proc., a gospodarki wschodzące o 4,3 proc.
Choć te drugie wciąż rosną niemal dwukrotnie szybciej, niż pierwsze, to różnica w stopach ich wzrostu, na poziomie 1,9 pkt proc. jest najmniejsza od 2000 r., gdy wynosiła 1,6 pkt proc. (dwa lata wcześniej po raz ostatni gospodarki rozwinięte rosły szybciej, niż rozwijające się). W ub.r. sięgała ona jeszcze 2,6 pkt proc., a w rekordowym pod tym względem 2009 r. - gdy wiele zamożnych krajów było w recesji – aż 6,5 pkt proc.
Najnowsze prognozy MFW są nieco bardziej pesymistyczne od poprzednich, z października ub.r. Wówczas Fundusz zakładał, że światowa gospodarka powiększy się o 3,8 proc. Tak czy inaczej, ten rok ma być pod tym względem najlepszym od 2011 r., gdy globalny PKB urósł o ponad 4,1 proc. Tego wyniku najprawdopodobniej nie uda się pobić także w 2016 r., gdy tempo wzrostu światowej gospodarki przyspieszyć ma do 3,7 proc.
MFW zrewidował w dół swoje przewidywania pod adresem niemal wszystkich dużych gospodarek, czy to wschodzących czy dojrzałych, z wyjątkiem USA. Amerykański PKB w tym roku powiększyć ma się aż o 3,6 proc., a nie 3,1 proc., jak Fundusz oceniał jesienią ub.r. Gdyby nowe prognozy okazały się trafione, USA odnotowałyby najwyższe tempo wzrostu od 2004 r. W ub.r rozwijały się, wedle szacunków, w tempie 2,4 proc.
Waszyngtońska instytucja wskazuje, że USA korzystają m.in. na przecenie ropy naftowej. To jest zresztą jeden z czynników korzystnych dla całej światowej gospodarki, ale w większości innych krajów przeważą czynniki niekorzystnie oddziałujące na tempo wzrostu. Chodzi m.in. o rozchwianie rynków finansowych, zawirowania geopolityczne oraz spadek inwestycji.