Wyników PKB za czwarty kwartał jeszcze nie podano, ale Grecja już w trzecim kwartale wyszła z recesji trwającej blisko pięć lat. Gdyby nie kryzys polityczny, który doprowadził do przyspieszonych wyborów parlamentarnych (które odbędą się w niedzielę) i wzrostu obaw przed secesją ze strefy euro, można by powiedzieć, że gospodarka Grecji zaczęła wychodzić na prostą.
Minister Hardouvelis zapewnia, że jego kraj może osiągnąć w tym roku 2,9 proc. wzrostu gospodarczego. Te prognozy nie są tylko przedwyborczą retoryką – takiego tempa wzrostu PKB Grecji spodziewa się w 2015 r. zarówno Komisja Europejska, jak i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Silne odbicia zdarzają się po ciężkich recesjach, nie oznacza to jednak, że poziom życia Greków znacząco się poprawi. Minie jeszcze wiele lat, zanim grecka gospodarka odrobi straty poniesione w wyniku kryzysu. Jeśli zaś kryzys polityczny się pogłębi, ożywienie gospodarcze będzie zagrożone.
Wszystkie sondaże wskazują, że niedzielne wybory parlamentarne największe szanse ma wygrać radykalnie lewicowa partia Syriza. Dąży ona m.in. do złagodzenia cięć fiskalnych i chce wynegocjować z międzynarodowymi wierzycielami restrukturyzację długu. Perspektywa jej zwycięstwa zwiększa w oczach inwestorów ryzyko, że Grecja zostanie wyrzucona ze strefy euro. Jeśli nowy grecki rząd nie porozumie się pod koniec lutego z trojką (przedstawicielami Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego), EBC może wstrzymać greckim bankom dostęp do wsparcia płynnościowego.
– Restrukturyzacja greckiego długu nie zostanie zaakceptowana przez wierzycieli, gdyż musieliby oni być co do niej zgodni, a takiej zgody nie ma – uważa Hardouvelis. 70 proc. długu Grecji znajduje się w rękach wierzycieli z sektora publicznego, w tym MFW, EBC i państw członkowskich strefy euro. Spośród tych ostatnich Łotwa już zapowiedziała, że nie zgodzi się na ewentualną restrukturyzację swojej części tej puli.