Podemos, czyli siła, która może zburzyć strefę euro

Grecka Syriza może uchodzić w porównaniu z jej hiszpańskimi sojusznikami za kawiorową lewicę. Euroland przeżyje kolejny wstrząs.

Publikacja: 18.03.2015 14:27

Pablo Iglesias Turrion, sekretarz generalny Podemos od 2014 r., wykładowca akademicki, telewizyjny p

Pablo Iglesias Turrion, sekretarz generalny Podemos od 2014 r., wykładowca akademicki, telewizyjny publicystyczny celebryta, który postanowił przekuć gniew społeczny na polityczny sukces.

Foto: AFP

Powodem, dla którego ministrowie finansów strefy euro nie palą się do mniej lub bardziej rozsądnego kompromisu z Grecją, nie jest wcale to, że nowy grecki rząd nie chce zaciskać pasa w podobnym stopniu jak próbowali to robić jego poprzednicy. Tym, co motywuje europejskie rządy do twardego stanowiska, jest obawa przed rozlaniem się po eurolandzie politycznych skutków kryzysu. Jeśli radykalnie lewicowej Syrizie udałoby się uzyskać ustępstwa w Brukseli i Frankfurcie, po podobne ulgi mogłyby się zgłosić inne kraje strefy euro, a do władzy mogłyby tam dojść siły nastawione podobnie roszczeniowo i antyestablishmentowo jak Syriza. To wyjaśnia, dlaczego do greckich propozycji kompromisu negatywnie nastawiona jest Hiszpania – kraj, w którym za kilka miesięcy może zwyciężyć w wyborach parlamentarnych podobna do Syrizy partia Podemos. Jej zwycięstwo może otworzyć nowy, groźny rozdział w niekończącej się sadze znanej jako kryzys w strefie euro.

Lista mrzonek

Partia Podemos istnieje ledwo rok, a już ma w niektórych sondażach wyborczych nawet 28 proc. poparcia i jest drugim pod względem liczby członków stronnictwem politycznym w Hiszpanii. W kilka miesięcy po założeniu wprowadziła pięciu deputowanych do Parlamentu Europejskiego. Ma ogromne szanse, by wygrać zaplanowane na jesień tego roku wybory parlamentarne (dokładnego ich terminu jeszcze nie ma), pokonując obecnie rządzącą centroprawicową Partię Ludową premiera Mariano Rajoya i nieudolną socjaldemokratyczną opozycję z partii PSOE. Nazwę Podemos można przetłumaczyć jako „Możemy", co jest nawiązaniem do Obamowskiego „Yes, we can!". Co Podemos mogą? Odebrać władzę establishmentowi i wprowadzić w życie swój radykalnie lewicowy program.

Podemos wywodzi się z hiszpańskiego ruchu Indignados organizującego protesty przeciwko kryzysowi, fiskalnemu zaciskaniu pasa, bankom, kapitalistom i korupcji. Ruch ten, podobnie jak grecka Syriza, był luźną koalicją wielu mniej lub bardziej lewicowych partyjek o śladowym poparciu społecznym. Przekształcenie go w partię stworzyło jednak nową jakość i zagospodarowało elektorat rozczarowany umiarkowaną lewicą, która wpędziła kraj w kryzys. Podemos kieruje Pablo Iglesias Turrion, liczący 36 lat politolog i zarazem gospodarz telewizyjnych programów publicystycznych, były członek Komunistycznego Związku Młodzieży Hiszpanii. Iglesias przyjaźni się z greckim premierem Alexisem Tsiprasem, więc można sobie wyobrazić, że perspektywa dojścia tego radykała do władzy w jednej z największych gospodarek strefy euro wywołuje zimne dreszcze u unijnego establishmentu. Widać to było choćby podczas negocjacji Eurogrupy z Grecją. – Zetknęliśmy się z oporem osi sił kierowanej przez rządy Hiszpanii oraz Portugalii, która z oczywistych powodów politycznych chciała doprowadzić do zerwania negocjacji. Ich plan przewidywał zmęczenie nas, obalenie naszego rządu lub doprowadzenie do jego bezwarunkowej kapitulacji, zanim nasza praca zacznie przynosić owoce i zanim grecki przykład zacznie wpływać na inne kraje. Zwłaszcza przed wyborami parlamentarnymi w Hiszpanii – twierdzi grecki premier Tsipras.

Niechęci europejskiego establishmentu do Podemos trudno się dziwić. Partia ta do niedawna proponowała wprowadzenie w Hiszpanii minimalnego dochodu gwarantowanego, czyli tego, by państwo wypłacało każdemu Hiszpanowi świadczenia na zasadzie „czy się stoi, czy się leży 400 euro się należy". Ten postulat wypadł z nowego programu gospodarczego Podemos opracowanego przez politologa Vincenco Navarro i ekonomistę Juana Torresa, ale partia ta ma w zanadrzu więcej propozycji, które nie spodobają się unijnym decydentom. Jej program przewiduje podwyżki płac, emerytur, zasiłków i innych świadczeń oraz państwowych inwestycji. Zmiana konstytucji ma sprawić, że kredyt stanie się „ważną usługą publiczną", a jego zapewnianiem zajmą się nowe państwowe banki oraz bliżej niezdefiniowane „obywatelskie banki interesu publicznego". Hiszpania ma również wycofać się z podwyższenia wieku emerytalnego z 65 do 67 lat i z reform rynku pracy z 2012 r. dających pracodawcom bardzo dużą swobodę w stosowaniu elastycznych form zatrudnienia. Płace najwyżej zarabiających mają zostać ograniczone, a długi biedniejszych obywateli zrestrukturyzowane. Podemos sugeruje również, że zrestrukturyzowany powinien być dług publiczny Hiszpanii dochodzący do 100 proc. PKB. Zreformowany ma zostać Europejski Bank Centralny, tak by celem jego działania obok stabilności cen było również „pełne zatrudnienie".

– Te propozycje w kraju, w którym stopa bezrobocia przekracza 20 proc., czyta się jak listę życzeń świątecznych. Jedynym sposobem na spełnienie tego programu mogłoby być wyjście kraju ze strefy euro, czyli coś, czego większość Hiszpanów nie chce – uważa William Chislett, analityk hiszpańskiego Elcano Real Instituto.

Zapatrzeni w Chaveza

Partia Podemos z dumą podkreśla, że utrzymuje się jedynie z datków swoich zwolenników. – Nie wzięliśmy ani jednego euro od banków, które chcemy wywłaszczyć, ani od polityków, których chcemy wykopać – deklaruje Miguel Urban, jeden z założycieli tego stronnictwa. Mimo to wokół partyjnych pieniędzy narosło sporo kontrowersji. Podemos musi walczyć z oskarżeniami, że jest finansowana przez południowoamerykańskie dyktatury. Według dochodzenia dziennika „El Pais" powiązany z partią instytut Centrum Badań Politycznych i Społecznych (CEPS) otrzymał od administracji wenezuelskiego dyktatora Hugo Chaveza 5 mln USD. Pieniądze te miały trafić na finansowanie kampanii wyborczej partii „niezależnej od imperialistów i kapitalistów". Podemos odpiera zarzuty, twierdząc, że CEPS to instytucja całkowicie odrębna od partii, która nie ma z nią żadnych powiązań finansowych. Pieniądze od Chaveza były zaś zapłatą za usługi doradcze dla wenezuelskiego rządu. Tak się akurat składa, że w CEPS pracowało niemal całe kierownictwo partyjne Podemos, a jedynym klientem usług doradczych tego instytutu był rząd Wenezueli. Ponoć eksperci CEPS uświadamiali oficjeli z Caracas, czym jest globalizacja i wykluczenie społeczne, a dostali za swe światłe rady i tak za małe pieniądze. – Jest wielu konsultantów pracujących dla wenezuelskiej opozycji, a zarabiają oni 6 tys., 7 tys. lub 8 tys. euro miesięcznie. Żaden konsultant CEPS nie dostał tyle – skarży się Pablo Iglesias.

Związki Podemos z Wenezuelą na tym się jednak nie kończą. Innigo Errejon, szef kampanii wyborczej Podemos w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego, do 2013 r. był dyrektorem ds. analiz w firmie sondażowej GIS XXI. Ta spółka jest wspierana finansowo przez wenezuelski rząd, a kieruje nią Jesse Chacon, były szef MSW Wenezueli, bliski współpracownik Chaveza.

Polityka Chaveza i jego następcy Nicolasa Maduro sprawiła, że Wenezuela jest już niemal państwem upadłym. Hiperinflacja, puste półki w sklepach, szpitale zamykane z powodu braku leków, eksplozja przestępczości i policja strzelająca do protestujących studentów – to obrazki z kraju „socjalizmu XXI w." darzonego tak wielką estymą przez Podemos. Być może na jesieni ta hiszpańska partia zyska możliwość zastosowania wenezuelskich rozwiązań w jednej z kluczowych gospodarek strefy euro.

Premier Rajoy nie skorzysta z ożywienia?

Hiszpański premier Mariano Rajoy najwyraźniej ma pecha. Jego centroprawicowa Partia Ludowa może przegrać wybory, choć kraj zaczął wychodzić z kryzysu i w tym roku najprawdopodobniej będzie się rozwijał szybciej niż Niemcy. Prognozy Komisji Europejskiej mówią, że hiszpański PKB ma wzrosnąć w 2015 r. 2,3 proc. po zwyżce o 1,4 proc. w 2014 r. Deficyt finansów publicznych ma się zaś zmniejszyć z 5,6 proc. PKB do 4,5 proc. PKB. Ożywienie w Hiszpanii to głównie zasługa silnego tam sektora eksportowego, ale pojawiły się też oznaki ożywienia popytu konsumenckiego. Niestety stopa bezrobocia nadal przekracza 20 proc., spora część pracujących jest zatrudniona na śmieciówkach i w związku z tym ożywienie nie jest odczuwane tak silnie jak powinno przez zwykłych Hiszpanów. Elektorat raczej mało też obchodzi to, że rentowność hiszpańskich dziesięciolatek wynosi zaledwie 1,1 proc. Partię Ludową Rajoya obciążyły zaś ostatnio duże skandale korupcyjne.

[email protected]

Gospodarka światowa
Amerykański PKB spadł w pierwszym kwartale
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka światowa
Volkswagen odnotował 37-proc. spadek zysku w pierwszym kwartale
Gospodarka światowa
PKB strefy euro wzrósł o 0,4 proc.
Gospodarka światowa
Chiny zniosły cło na amerykański surowiec. Ale nie chcą się przyznać
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Gospodarka światowa
Globalny szef international w Citi: na świecie będzie coraz mniej wolnego handlu
Gospodarka światowa
Czy DOGE rzeczywiście „ciął piłą łańcuchową” wydatki budżetowe?