W porządku obrad rozpoczynającego się w niedzielę szczytu w tureckim kurorcie Antalya też jest wspieranie „globalnego ożywienia", ale także wzmacnianie regulacji rynku, polityka energetyczna i zmiany klimatyczne. Ale ze względu na miejsce obrad i to, czym teraz żyje świat, i tak wiadomo, że obrady zdominuje wojna w Syrii i zalewanie bogatszej części Europy przez imigrantów z Afryki, Azji i Bałkanów.
Gospodarka jest jednak zbyt ważna, by najwięksi mogli o niej zapomnieć, zwłaszcza że wciąż daleko do pozytywnej stabilizacji w tej dziedzinie, o czym świadczy choćby raport OECD z początku tygodnia, w którym ta organizacja po raz drugi w ciągu minionych trzech miesięcy obniżyła prognozę wzrostu globalnego PKB.
Jednym z tematów dyskusji pilnie śledzonym przez inwestorów będzie kwestia przyznania chińskiemu juanowi statusu waluty o tzw. specjalnych prawach ciągnienia. Wiadomo, że Turcja popiera włączenie Chin do tego mechanizmu.
Aczkolwiek moment nie jest zbyt fortunny do podejmowania takiej decyzji, bo prezydent Chin Xi Jinping przyjeżdża do Turcji z kraju, który akurat przeżywa wyraźne spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego, a ten rok na tamtejszym rynku kapitałowym był wyjątkowo burzliwy.
Jest jedna kwestia, w której szczyt G20 może coś dać. Po latach prac Financial Stability Board powołanej przez G20 w odpowiedzi na niedawny globalny kryzys w tym tygodniu opublikowano plan, który przewiduje, że banki dotychczas uważane za „zbyt duże, by upaść" mogłyby być likwidowane, a ich ratowanie nie byłoby finansowane z publicznych pieniędzy.