Khalid A. al-Falih, saudyjski minister energii i prezes Saudi Aramco, który zjawił się na odbywającej się w Houston w Teksasie branżowej konferencji CERAWeek, starał rozwiewać wątpliwości dotyczące pierwszej oferty publicznej kierowanej przez siebie firmy. Reklamował akcje spółki jako doskonałe uzupełnienie każdego portfela inwestycyjnego i impuls dla koncernu do większego otwarcia na świat.
Przyznał jednak, że wciąż potrzeba czasu na ujednolicenie standardów rachunkowości wewnątrz spółki.
Spółka Saudi Aramco nigdy nie ujawniała swoich sprawozdań finansowych. Aby wejść na NYSE, będzie jednak musiała zmienić swoją politykę, w tym ujawnić m.in. dane o rezerwach, które skrzętnie od lat ukrywa. Analitycy i bankierzy inwestycyjni podkreślają, że IPO może okazać się sukcesem tylko wtedy, gdy Saudyjczycy zdecydują się m.in. na pełną transparentność, czyli m.in. ujawnienie przepływów pieniężnych w ramach spółki.
Saudyjczycy motywują decyzję o przeprowadzeniu IPO chęcią umocnienia koncernu na pozycji światowego lidera w zakresie wydobycia ropy naftowej oraz chęcią deregulacji i prywatyzacji sektora naftowego. Analitycy natomiast postrzegają debiut firmy jako źródło przychodu dla deficytowego budżetu Arabii Saudyjskiej, spowodowanego niską ceną ropy.
Jak duże mogłyby być te wpływy? Saudyjczycy uważają, że Aramco jest warte 2 biliony dolarów, a jako argument podają 266 milionów baryłek rezerw, które ma spółka i które stanowią 15 proc. globalnej podaży surowca. Konsultanci Wood Mackenzie, którzy szacowali wartość spółki na podstawie analizy kosztów i przyszłych cen surowców, podają kwotę rzędu 400 mld dolarów. Saudyjczycy, którzy chcą zaoferować na rynku 5 proc. udziałów, mogą uzyskać więc od inwestorów od 20 do 100 mld dolarów.