Dla przykładu, analitycy szacują, iż prognozowany zysk na akcję dla indeksu Standard&Poor's500 w 2018 roku wyniesie 130 dolarów. We wtorek wskaźnik ten osiągnął wartość 2365 pkt. Oznacza to, iż rentowność przyszłych zysków wynosi 5,5 proc. (130 dolarów Bloomberg podzielił przez 2365). Dla porównania, rentowność amerykańskich dziesięciolatek to zaledwie 2,5 proc.. Z tego wynika, że akcje amerykańskich spółek są względnie tanie.
Jednak ta różnica powinna się zmienić na korzyść papierów dłużnych, których rentowność, jak się oczekuje, wzrośnie po środowej podwyżce stóp procentowych sprawiając, iż akcje staną się mniej atrakcyjne.
Na pierwszy rzut oka model Fedu wydaje się sensowny, ale głębsza analiza ujawnia pęknięcia. Po pierwsze, model Fedu bazuje na prognozach analityków, które często są niewiarygodne. Zwłaszcza w punktach zwrotnych cyklu biznesowego. Eksperci średnio o 34 proc. zawyżali zyski w 2001 roku po pęknięciu banki internetowej i przeciętnie o 74 proc,., podczas kryzysu finansowego w 2008 roku.
W 2016 średnia przeszacowań prognoz wyniosła 12 proc., co oznacza, iż rentowność zysków wynikająca z modelu Fedu została zawyżona co najmniej o 0,6 pkt proc., co jest znaczącą wartością w środowisku niskich rentowności. Jeśli zyski amerykańskich korporacji niespodziewanie spadną rentowność zysków okaże się dramatycznie zawyżona.
Trzeba też wziąć pod uwagę to, iż Fed w gruncie rzeczy kontroluje rentowność obligacji dziesięcioletnich. Korelacja między stopą funduszy federalnych i rentownością tych papierów od lipca 1954 wynosi 0,91, co oznacza, iż rentowność obligacji rośnie bądź spada wraz z oprocentowaniem funduszy federalnych.