Wielka Brytania Ryzykowna szarża Johnsona

Dla bogatych Brytyjczyków większym niebezpieczeństwem niż bezumowny brexit wydaje się być scenariusz, w którym Jeremy Corbyn, przywódca Partii Pracy, zostaje premierem.

Publikacja: 10.11.2019 13:56

Nigel Farage, przywódca partii Brexit (z lewej), konserwatywny premier Boris Johnson (w środku) i Je

Nigel Farage, przywódca partii Brexit (z lewej), konserwatywny premier Boris Johnson (w środku) i Jeremy Corbyn, przywódca Partii Pracy. To, jak wypadną w wyborach, określi dalsze losy sprawy wyjścia Wielkiej Brytanii z UE.

Foto: AFP

– Chodźcie z nami, jeśli nie chcecie spędzić 2020 r., przyglądając się horrorowi kolejnych opóźnień brexitu – stwierdził brytyjski premier Boris Johnson. Liczy na to, że po przyspieszonych wyborach parlamentarnych, które mają się odbyć 12 grudnia, zdoła doprowadzić do końca sprawę brexitu i wyprowadzić Wielką Brytanię z UE przed 31 stycznia 2020 r. W jego planie nowy skład parlamentu będzie bardziej skłonny do przyjęcia wynegocjowanej przez niego w październiku umowy brexitowej. Sondaże przeprowadzane w ostatnich tygodniach dają jego Partii Konserwatywnej od 33 do 42 proc. poparcia. Partia Pracy, kierowana przez Jeremy'ego Corbyna, ma w nich od 21 do 31 proc. Przeciwni brexitowi Liberalni Demokraci, którym przewodzi Jo Swinson, cieszą się poparciem od 14 do 21 proc., a eurosceptyczna partia Brexit kierowana przez Nigela Farage'a ma w sondażach od 7 do 13 proc. Pamiętajmy jednak, że w brytyjskich wyborach parlamentarnych obowiązuje ordynacja jednomandatowa, która bywa bardzo nieprzewidywalna. Nawet premier Johnson nie może być pewny, czy dostanie się do parlamentu. Wynik jego partii będzie zależał od tego, czy Brexit wystawi kandydatów we wszystkich okręgach. Farage proponował Johnsonowi pakt pomagający wyeliminować Partię Pracy, którego ceną byłoby pójście przez konserwatystów na bezumowne wyjście z UE. Porozumienia nie zawarto, ale ludzie Farage'a zaczęli negocjować z najbardziej eurosceptycznymi deputowanymi Partii Konserwatywnej. Mogą nie wystawiać kandydatów w ich okręgach. Chcą za to wyręczyć konserwatystów w tradycyjnie robotniczych, ale zarazem niechętnych UE okręgach. Nawet drobne epizody kampanii mogą więc sporo zamieszać w trakcie wyborów.

Opowieść o dwóch przywódcach

Choć do Johnsona przylgnęło w europejskich mediach bardzo pojemne określenie „populista", to jest on kandydatem cieszącym się dużym poparciem wśród brytyjskich inwestorów. Przez ostatni rok na jego fundusz wyborczy wpłynęło, według agencji Bloomberga, ponad 400 tys. funtów od zarządzających funduszami hedgingowymi i bankierów. Jego relacje z branżą finansową wywołują też dużo podejrzeń. „Johnson jest wspierany przez spekulantów, którzy postawili miliardy na twardy brexit. Jest tylko jedna opcja, w której ten zakład się im powiedzie: wyjście z UE bez umowy, które sprawi, że waluta będzie mocno tracić" – pisał we wrześniu w „The Times" Philip Hammond, kanclerz skarbu w latach 2016–2019.

Finansiści wspierający premiera Johnsona podkreślają jednak, że nie chodzi im o twardy brexit, tylko o utrzymanie probiznesowego rządu. – To nie ma nic wspólnego z funduszami hedgingowymi ani z londyńskim City. Wystarczy spojrzeć na listę zwolenników wyjścia z UE, by zobaczyć wśród nich grupę ludzi, która coś zbudowała i podjęła ryzyko, by tworzyć miejsca pracy i bogactwo. To ludzie, którzy przyczyniają się do tego, że gospodarka rośnie – twierdzi Jon Moynihan, biznesmen z branży venture capital.

To, że wielu finansistów popiera Johnsona, nie powinno dziwić, jeśli się przyglądamy jego głównemu przeciwnikowi Jeremy'emu Corbynowi. Ten weteran lewicy jest znany z mocno prosocjalnych poglądów (a także kontaktowania się od lat 70. z różnego rodzaju radykałami – od bojowników IRA po zwolenników Hamasu). Partia Pracy pod jego rządami przyjęła program przewidujący m.in. podwyżkę podatków dla najbogatszych i dla spółek, wyższy podatek od zysków kapitałowych, powrót państwowej kontroli nad kolejami i spółkami użyteczności publicznej, faktyczną nacjonalizację szkół prywatnych oraz zmuszenie spółek do przekazania pracownikom 10 proc. udziałów. Boris Johnson mocno na wyrost porównał Corbyna do Stalina, ale jest jasne, że wielu bogatych Brytyjczyków postrzega perspektywę wygranej Partii Pracy jako katastrofalny scenariusz.

– Wielu bardzo bogatych ludzi jest zaniepokojonych perspektywą płacenia dużo większych podatków od swoich majątków i już się przygotowuje na możliwość powstania rządu Corbyna. Przepływy majątku już są aranżowane i w wielu przypadkach brakuje tylko podpisów na umowach. Wielu ludzi będzie dzwoniło do swoich prawników rano 13 grudnia, jeśli Partia Pracy wygra – stwierdził w rozmowie z dziennikiem „Guardian" Geoffrey Todd, partner w kancelarii Boodle Hatfield.

Dla bogatych Brytyjczyków Corbyn jest większym zagrożeniem niż brexit. Pozycja Partii Pracy wobec brexitu jest przy tym dosyć niejasna (bo część jej deputowanych została wybrana w okręgach silnie probrexitowych). Jej politycy publicznie deklarują chęć uniknięcia twardego brexitu i są przychylnie nastawieni do pomysłu drugiego referendum, ale jednocześnie krytykują umowę wynegocjowaną przez rząd Johnsona. Być może Corbynowi trudno się wyraźnie zdeklarować, bo sam w latach 70. sprzeciwiał się wejściu Wielkiej Brytanii do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej.

Kierunek, jaki Corbyn nadał swojej partii, wywołuje niezadowolenie również wśród wielu jej dawnych prominentnych działaczy. Kilku z nich wzywało w ostatnich dniach do głosowania na... konserwatystów, byle tylko nie dopuścić Corbyna do władzy. – Jeremy Corbyn totalnie nie nadaje się do kierowania krajem, a jego polityka gospodarcza sprawi, że sytuacja w naszym kraju się pogorszy – stwierdził Ian Austin, do niedawna prominentny polityk Partii Pracy.

GG Parkiet

Oczywiście o wyniku wyborów nie zdecydują finansiści ani grupka byłych działaczy Partii Pracy pokłócona z jej liderem. Pewne elementy programu tego stronnictwa mogą zaś zostać bardzo pozytywnie odebrane przez wyborców. „Boris Johnson powinien ukraść Partii Pracy plan inwestycyjny, opiewający na 500 mld funtów, i zrealizować go bez elementów latynoamerykańskiego populizmu" – napisał Ambrose Evans Pritchard, publicysta dziennika „The Telegraph".

Spokojny rynek

GG Parkiet

Stawką tych wyborów jest zarówno brexit, jak i to, czy Wielką Brytanią będzie rządził polityk, który ciepło wypowiadał się o socjalistycznej Wenezueli. („Podziękujmy Hugo Chavezowi za pokazanie, że biedni się liczą i że bogactwem można się dzielić. Dał on ogromny wkład w życie Wenezueli i świata" – napisał Corbyn w 2013 r. po śmierci wenezuelskiego prezydenta Hugo Chaveza.) Stawką są też dalsze relacje Wielkiej Brytanii z USA (Donald Trump wyraźnie preferuje zwycięstwo Johnsona i kusi umową o wolnym handlu.) Mimo to rynek na razie podchodzi do tych wyborów zadziwiająco spokojnie. FTSE 100, główny indeks giełdy londyńskiej, zyskał przez ostatni miesiąc ponad 3 proc. i wrócił na poziom z lipca. Od początku roku wzrósł o ponad 10 proc. Funt w ciągu ostatniego miesiąca umocnił się o 4 proc. wobec dolara, a jego kurs znalazł się na podobnym poziomie jak w maju. Inwestorzy na razie cieszą się więc z tego, że perspektywa bezumownego brexitu mocno się oddaliła. Wyborcza niepewność jakby omijała rynek.

„Brytyjski rynek akcji stał się znów miejscem do inwestowania. Zmniejszenie niepewności brexitowej powinno prowadzić do zwiększonego zainteresowania brytyjskimi akcjami, które są jednym z najmniej lubianych i najbardziej niedocenionych obszarów spośród globalnych rynków akcji" – pisze Graham Secker, analityk Morgan Stanley.

Analitycy Credit Suisse radzą jednak inwestorom, by na brytyjskim rynku akcji dokonali technicznej pauzy przed wyborami parlamentarnymi. Widzą za to dobre perspektywy dla tego rynku na następne 6–12 miesięcy. Szanse na powstanie konserwatywnego rządu po wyborach oceniają na 65 proc. i spodziewają się, że po brexicie dojdzie do zawarcia porozumienia o wolnym handlu pomiędzy UE a Wielką Brytanią, podobnego do umowy, jaką UE ma z Kanadą.

Poprzednie wybory parlamentarne przeprowadzono w Wielkiej Brytanii w 2017 r. Doprowadziła do nich konserwatywna premier Theresa May, która chciała w ten sposób zdobyć wystarczające poparcie dla umowy o warunkach brexitu. Przez 50 dni kampanii wyborczej indeks FTSE 100 zyskał ponad 3 proc. W dzień po wyborach wzrósł jednak o mniej niż 1 proc., a sześć miesięcy później był tylko 0,3 proc. wyżej. Premier May bardzo się bowiem przeliczyła. W tamtych wyborach Partia Konserwatywna straciła większość w parlamencie. Układ sił w Izbie Gmin był taki, że uniemożliwiał przegłosowanie wynegocjowanej przez May umowy brexitowej, nie pozwalał też na cofnięcie brexitu, na brexit bezumowny i na przeprowadzenie drugiego referendum. Po wielu parlamentarnych perypetiach premierowi Johnsonowi udało się częściowo przełamać ten impas, doprowadzając do przyspieszonych wyborów. Porozumienie o warunkach wyjścia z UE nadal nie zostało jednak ratyfikowane przez parlament. Cała Europa liczy na to, że uda się je przegłosować po wyborach. UE nie daje już kolejnej szansy na jego renegocjacje. Co więc się stanie, jeśli układ sił w Izbie Gmin po wyborach nadal nie będzie pozwalał na żadne sensowne rozwiązanie? No cóż, będzie nim albo twardy brexit (którego oczywiście wszyscy, łącznie z brytyjskim rządem, chcą uniknąć) lub nowe referendum bądź dalsze przesuwanie w nieskończoność daty wyjścia z UE...

Gospodarka światowa
Opłaciła się gra pod Elona Muska. 500 proc. zysku w kilka tygodni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
Jak Asadowie okradali kraj i kierowali rodzinnym kartelem narkotykowym
Gospodarka światowa
EBC skazany na kolejne cięcia stóp
Gospodarka światowa
EBC znów obciął stopę depozytową o 25 pb. Nowe prognozy wzrostu PKB
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp