Czego na święta mógłby sobie życzyć doświadczony ekonomista dla polskiej giełdy, gospodarki i dla UE, w ramach szerszego patriotyzmu gospodarczego?
Uważamy powszechnie, że jak jest zdrowie i spokój, to z resztą sobie poradzimy i to samo odnosi się do polskiej gospodarki, która przecież nie jest wcale w złym stanie, jest nawet w zdumiewająco dobrym stanie. Inflacja jest znowu niska, wzrost jest jeden z najwyższych w Europie, to już prawie 4 proc. Ale jak przełożyć te życzenia zdrowia i spokoju na wymiar ekonomiczny? Dobrze by było, żeby był spokój wokół polskiej gospodarki. Z jej strony od trzech lat mamy stagnację gospodarczą największego partnera gospodarczego, czyli Niemiec. To prawie najgorsze warunki dla rozwoju, jakie można sobie wyobrazić. Do tego mamy prezydenta Trumpa, który nie najlepiej wpływa na nastroje w światowej gospodarce swoimi stałymi groźbami wobec wszystkich. Dlatego przede wszystkim potrzebny jest spokój w sensie poprawy otoczenia polityczno-gospodarczego, otoczenia Polski. Dlatego życzyłbym sobie pokoju na Ukrainie, spokoju między Stanami Zjednoczonymi a Europą, również Chinami i poprawy sytuacji w Niemczech. Ważny jest pokój w Ukrainie, nie że pokój za wszelką cenę, ale dla długookresowego rozwoju Polski ważne jest, żebyśmy mieli zaprzyjaźnionego sąsiada, a nie placówkę ekspansjonistycznego mocarstwa.
A na czym polegają życzenia zdrowia dla gospodarki?
To jest w pierwszej kolejności zdolność do radzenia sobie przez państwo z zadaniami, które są stawiane przez gospodarkę. Oczekujemy od państwa bardziej przyjaznego działania i mam nadzieję, że w końcu zobaczymy efekty pracy komisji Brzoski. Póki co mieliśmy dużo mówienia o niej, natomiast większość przedsiębiorców, zapytana, mówi, że póki co nie widzi żadnych efektów. W ramach zdrowia psychicznego, to wolałbym, żeby w Polsce nie było objawów schizofrenii, czy rozdwojenia osobowości. Dziś mamy rząd, który przygotowuje ustawy, i prezydenta, który wetuje wszystko właściwie, co trafi na jego biurko. Ostatnio prezydent znowu zawetował jakiś pakiet ustaw. Nawrocki wetuje wszystko jak leci, od akcyzy na alkohol po psy na łańcuchach.
Czy dostrzega pan w tym jakąś strategię?
Strategię wojny z rządem? I to niestety może być stan długotrwały. Mamy jedno państwo, które powinno, jak się czasem mówi lepiej działać. Chodzi o to żeby było w stanie podejmować decyzje. Mamy w tej chwili sytuację, w której jest niestety poważne zagrożenie kompletnym paraliżem państwa. Technicznie to prezydent wetuje, ale prezydent mówi „rozmawiajcie ze mną, to może nie będę wetować”. Nie wchodząc w to, jak to miałoby być rozwiązane, naprawdę potrzebujemy państwa zdolnego do podejmowania decyzji, a nie sytuacji, w której cokolwiek rząd przygotuje, to prezydent zawetuje. Już nawet teraz nie próbuwał nawet dawać uzasadnienia, dlaczego wetuje, poza tym, że po prostu wetuje.
Ale czy żądanie przez prezydenta konsultowania z nim rządowych ustaw - czy to nie jest domaganie się dodatkowych uprawnień, których mu konstytucja nie daje?
Prezydent nie jest trzecią izbą parlamentu, prezydent nie jest częścią władzy ustawodawczej, tylko władzy wykonawczej. W związku z tym, o ile ta możliwość wycofania ustawy w formie weta jest traktowana w systemie demokratycznym jako rodzaj bezpiecznika na wyjątkowe sytuacje, gdy jest mocne uzasadnienie prawne, społeczne lub inne – to sytuacja, w której prezydent żądałby, żeby z nim tak naprawdę ustalać, jaki ma być kształt ustaw, które będą głosowane, bo w przeciwnym razie będzie wszystko wetować - to jest ingerowanie w porządek konstytucyjny. Prezydent należący do władzy wykonawczej usiłuje sobie przypisać władzę ustawodawczą, współwładzę, pod groźbą sparaliżowania działania państwa.