Agencja Moody's utrzymała rating Polski na dotychczasowym poziomie A2, ale obniżyła jego perspektywę do negatywnej i jest to tym mocniejszy sygnał, że dwa tygodnie temu taki sam krok wykonała agencja Fitch. Co się dzieje w polskiej gospodarce?
Tej decyzji Moody's trzeba się bardzo uważnie przypatrzeć, bo z jednej strony jeszcze nam się upiekło, ten rating nie spadł, ale z drugiej strony, ostrzeżenie ze zmniejszeniem perspektywy jest takim wskazaniem, że musimy się wziąć do roboty i coś zrobić z parametrami fiskalnymi, bo już od dłuższego czasu są niepokojące. Myślę, że to był taki sygnał ostrzegawczy na najbliższe miesiące, żeby administracja była w stanie zaprezentować szerokiej publiczności, zwłaszcza inwestorom, to, co chce zrobić z deficytem, z długiem w najbliższych latach. Nawet nie chodzi o parametry jednego budżetu, ale o to, jaka będzie ścieżka zejścia z tak dużego deficytu i jak będziemy powstrzymywali wzrost długu, który za tym może iść. A to jest ważne, ponieważ będziemy potrzebowali pożyczyć sporo pieniędzy na rynku – by sfinansować nowe potrzeby, ale też by zrolować stary dług. I gdyby miało się okazać, że inwestorzy się wystraszą, to oczywiście wciąż jeszcze będziemy w stanie te pieniądze pożyczać, ale może już na zdecydowanie słabszych warunkach.
Deficyt rośnie szybko, w sierpniu Ministerstwo Finansów podniosło prognozę dla deficytu na ten rok z 6,3 proc. do 6,9 proc. W przyszłym roku deficyt w polskich finansach publicznych sięgnie 6,5 proc. To istotne, bo deficyt miał być dużo niższy, przed rokiem resort finansów planował, że tegoroczny deficyt wyniesie 5,5, a za dwa lata 3,7 proc. Co się wydarzyło takiego, że ten deficyt zamiast maleć – wzrósł?
Mogło się okazać, że parametry makro, które były brane do budżetu, były przyjęte zbyt optymistycznie w zakresie wzrostu gospodarczego i inflacji w kraju. Dziś widzimy, że tych dochodów jest mniej, niż byśmy chcieli. Oczywiście nie możemy pieniędzy tak wprost wydać więcej, niż założone w budżecie, ale wtedy jest jakaś potrzeba korekt parametrów budżetu. Może się okazać, że to był też jeden z elementów, które dostrzegły firmy ratingowe. Bo rating nie jest tylko analizą danych cyfrowych, to byłby scoring, ale tam musi być też tak zwany wgląd analityczny, gdzie autorzy ratingu zastanawiają się, w którą stronę zmierza sytuacja. I to też to rzutuje na ocenę. Stąd to ostrzeżenie, obniżenie perspektywy do negatywnej.
Czy ryzyka polityczne, prognozowane tarcia na linii rząd–prezydent też mogą wpłynąć na ratingi Polski?
Tutaj też bym oczywiście się dosyć dobrze temu przyjrzał, bo proszę zobaczyć, że my mówimy o pojedynczych inicjatywach za kilka miliardów, do zmniejszenia mamy deficyt o 100-150 mld rocznie. Więc to nie są rzeczy, które by nam uratowały budżet. My raczej powinniśmy usiąść w jakimś ogólnonarodowym porozumieniu naprawdę dużej ilości sił politycznych i wypracować konsensus, który nam pozwoli jakieś parametry budżetowe ustalić dla najbliższej dekady, bo bez tego my sobie nie poradzimy.
A co pan ma na myśli, mówiąc, że sobie nie poradzimy? Jakie mogą być konsekwencje utrzymania takiej sytuacji?
Możemy oczywiście przez pewien czas utrzymywać dosyć wysoki deficyt, tolerować przyrost długu, no ale w pewnym momencie okaże się, że na odsetki, które płacimy, będziemy wydawali tyle pieniędzy, że nic więcej państwo nie będzie w stanie zapłacić. Nie możemy dopuścić, by ten dług narastał bardzo szybko. Będziemy pożyczać na coraz gorszych warunkach.