Na przetargu podstawowym sprzedaż wyniosła 5,53 mld zł, a na przetargu uzupełniającym 0,25 mld zł. Popyt (na przetargu podstawowym) wyniósł nieco ponad 7 mld zł. To oznacza, że popyt ostatecznie przewyższył sprzedaż o niespełna 22 proc. To wynik nieco lepszy niż na poprzednich dwóch aukcjach, ale wciąż bliski historycznych minimów. Dla porównania, na przetargach w 2021 r. popyt przeciętnie przewyższał sprzedaż o 46 proc.
Z drugiej strony, czwartkowy przetarg trudno uznać za nieudany. MF planowało sprzedać obligacje za co najmniej 4 mld zł, a maksymalnie za 7 mld zł. Ostatecznie sprzedaż była bliższa górnej granicy tego przedziału. W poprzednich miesiącach zdarzały się aukcje, gdy MF z trudem sprzedawało minimalną pulę obligacji. Część analityków oceniała wówczas, że rząd ma problem z zaspokojeniem swoich potrzeb pożyczkowych. Tłumaczyli to m.in. ekspansywną polityką fiskalną, która utrudnia NBP walkę z nadmierną inflacją, a przez to sprawia, że ścieżka stóp procentowych staje się trudna do przewidzenia. Ostatnie tygodnie przyniosły pewną stabilizację nastrojów na rynku długu.
W czwartek rentowność 10-letnich obligacji skarbowych Polski oscylowała wokół 6,6 proc., w porównaniu do nawet 7 proc. na początku miesiąca.
W ofercie MF w czwartek było sześć serii obligacji hurtowych, w tym – jak dwa tygodnie wcześniej na przetargu zamiany – nietypowy, sześcioletni papier stałokuponowy. Największym zainteresowaniem inwestorów cieszyły się stałokuponowe pięciolatki PS0527 (popyt na nie sięgnął niemal 2,2 mld zł), a następnie zmiennokuponowe pięciolatki WZ1127 (1,9 mld zł).