– Dane wskazują, że sytuacja w handlu była jednak lepsza – wyjaśnia były minister finansów Mirosław Gronicki. – A pełnej wiedzy jeszcze nie mamy, nie wykluczam, że rewizja PKB w górę może być wyższa. Ekonomista zaznacza jednak, że w obliczu problemów, z jakimi boryka się nasza gospodarka, rosnącego zadłużenia i pokaźnego deficytu finansów publicznych, to słabe pocieszenie. Inwestycje spadły w ubiegłym roku o 0,4 proc., a popyt krajowy o 0,9 proc.
W poprzednim roku – jak podały wczoraj Główny Urząd Statystyczny i Eurostat – deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych wyniósł 95,7 mld zł, czyli 7,1 proc. w relacji do PKB. Natomiast dług publiczny wyniósł 684,4 mld zł, tj. 51 proc. PKB.
Wyliczenia GUS są zgodne z metodologią unijną, w związku z czym różnią się od publikowanych przez Ministerstwo Finansów, które utrzymuje, że dług nie przekroczył pierwszego progu ostrożnościowego, zapisanego w ustawie o finansach publicznych na poziomie 50 proc., i wyniósł 49,9 proc. PKB.
Nie zmienia to jednak faktu, że dług Polski w ostatnim roku wzrósł o rekordowe 83,4 mld złotych, a uniknięcie przekroczenia pierwszego progu ostrożnościowego minister finansów zawdzięcza wyłącznie wyrzuceniu poza nawias zadłużenia wynikającego ze składek przekazanych do OFE i pożyczek Krajowego Funduszu Drogowego. Te zabiegi były oczywiście dokonywane na użytek krajowej metodologii, Eurostat wlicza do zadłużenia wszystkie elementy. Mało prawdopodobne jednak, aby resortowi finansów udało się to samo w tym roku.
Nawet resort finansów prognozuje, że zadłużenie sięgnie 53,5 proc. PKB (755 mld zł), choć – w jego opinii – deficyt ma się zmniejszyć do poziomu 97 mld zł, czyli 6,9 proc. PKB. Komisja Europejska wylicza nawet, że zadłużenie naszego kraju może wzrosnąć do 57 proc. PKB.Wszystko za sprawą dynamicznie rosnących potrzeb pożyczkowych i rządu, i samorządów. Mają one wzrosnąć w sumie w ciągu całego 2010 roku o ponad 121 mld zł. Szybkie narastanie długów nie wróży Polsce nic dobrego.