Mobilizacja kupujących nadeszła niemal w ostatnim momencie, bo jeszcze dzień wcześniej wszystko wskazywało na to, że WIG20 przymierza się do przetestowania lutowego dołka (2 173 pkt). Przebicie tego poziomu byłoby bardzo negatywnym sygnałem z punktu widzenia analizy technicznej. Groźba ta została wczoraj oddalona, ale nie ma pewności, czy na dobre zażegnana. Kiedy poprzednim razem indeks tak mocno poszedł w górę (10 maja zyskał aż 5,2 proc.), po czterech dniach humory inwestorów znów się popsuły.

Na pierwszy rzut oka zaskoczeniem może być fakt, że do odreagowania doszło w dniu, w którym inwestorzy poznali słabe dane o sprzedaży detalicznej. Analiza danych historycznych dowodzi jednak, że dynamika sprzedaży nie ma dużego wpływu na koniunkturę giełdową. W okresie ostatnich 12 miesięcy matematyczna zależność (korelacja) między roczną dynamiką sprzedaży detalicznej a rocznymi zmianami WIG20 wynosiła jedynie 13 proc.

(czyli była słaba), podczas gdy korelacja WIG20 z dynamiką produkcji przemysłowej wyniosła aż 93 proc. (czyli była bliska ideału). Wniosek jest taki, że słabe odczyty sprzedaży detalicznej dopóty nie będą zmartwieniem dla inwestorów, dopóki się nie przełożą na kondycję przemysłu i całej gospodarki. Na razie nie widać takich sygnałów – w kwietniu produkcja urosła 9,9 proc. rok do roku.