Nie jest to jeszcze ostateczna decyzja, ponieważ partnerzy społeczni mają czas na przedstawienie swojej propozycji w tej sprawie do 15 lipca. Porozumienie związków zawodowych i strony pracodawców jest jednak mało prawdopodobne, pracodawcy mogą ją już uwzględniać w przyszłorocznych budżetach.
Minimalne wynagrodzenie w przyszłym roku ma być o 100 zł, czyli 5,7 proc. więcej niż obecnie. Propozycja rządowa jest bliższe stanowisku związków, które postulowały podniesienie minimum o 7,4 proc. do 1880 zł. Pracodawcy nie mają wspólnej propozycji. BCC i Pracodawcy RP chcieli 1782 zł (czyli taka podwyżka jaka wynika z przepisów) a Konfederacja Lewiatan proponowała 1880 zł (co jej zdaniem było kompromisem między ustawowym minimum o oczekiwaniem związków).
Wyższa płaca minimalna oznacza także, że firmy, zatrudniające pracowników na podstawie umowy o pracę, zapłacą za nich wyższe składki na ubezpieczenie społeczne, fundusz pracy i fundusz gwarantowanych świadczeń pracowniczych. – Podwyżka płacy o 100 zł oznacza dla pracodawcy koszty wyższe o 130 zł – mówi Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan.
- Na podniesieniu płacy minimalnej o 100 zł brutto niewątpliwie skorzysta rząd, m.in. za sprawą dodatkowych wpływów z tytułu składek na ubezpieczenie społeczne oraz podatku dochodowego, które mogą zwiększyć się o maksymalnie 0,5 mld zł rocznie. Paradoksalnie wpływ tej decyzji na sytuację pracowników nie byłby już tak bardzo korzystny. Część z nich byłaby narażona na trwałe wypchnięcie z rynku pracy lub – w najlepszym wypadku – pozbawiona szans na zatrudnienie na podstawie umowy o pracę – komentuje Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP.
- Wysokie podwyżki płacy minimalnej są dotkliwe przede wszystkim dla mikrofilm (które w ogóle płacą pracownikom mniej niż te większe), działających na słabiej rozwiniętych rynkach lokalnych (gdzie płace są znacznie niższe niż np. w Warszawie) oraz w takich branżach jak gastronomia, hotelarstwo, handel i usługi sprzątające – mówi Mordasewicz.