Resort finansów oferował zapadające w 2021 i 2022 r. obligacje o zmiennym oprocentowaniu WZ0121 oraz WZ1122, a także pięciolatki PS0422 o stałym oprocentowaniu na poziomie 2,25 proc. Planował sprzedaż w przedziale od 6 do 10 mld zł. Problemów z realizacją tego planu nie miał: łączny popyt wyniósł 12,2 mld zł, przekraczając sprzedaż o 23 proc.
Na ostatnich trzech przetargach (nie licząc aukcji zamiany obligacji z końca września) popyt przekraczał jednak sprzedaż średnio o blisko 50 proc. – Aukcja poszła dobrze, sprzedano całą pulę. Niemniej sądziłem, że zainteresowanie inwestorów będzie nieco większe – mówi „Parkietowi" Arkadiusz Urbański, ekonomista z banku Pekao. Popytowi na polskie obligacje w piątek sprzyjać powinno to, że w przyszłym tygodniu, gdy aukcja będzie rozliczana, na rynek trafi 21 mld zł z tytułu wykupu przez MF obligacji PS1016 oraz z płatności odsetkowych. Ponadto w ostatnich miesiącach polskie papiery dłużne taniały (rentowności rosły), a oczekiwania na poluzowanie polityki pieniężnej w strefie euro teoretycznie mogą doprowadzić do odbicia cen.
Zdaniem Urbańskiego inwestorzy mogą jednak liczyć na to, że w kolejnych miesiącach ceny polskich obligacji będą jeszcze niższe. – Roboczo zakładam, że rentowności wyznaczą wyższe poziomy pod koniec roku, w przypadku dziesięciolatek celem jest 3,15–3,25 proc. – dodaje ekonomista. Obecnie wskaźnik ten wynosi 2,97 proc. – Nie będzie to rewolucyjna zmiana wobec bieżących wycen, ale raczej umiarkowany wzrost, który prawdopodobnie utrwali się w kolejnych kwartałach m.in. w związku z oczekiwaniami na kolejne podwyżki stóp przez Fed, wzrostem dynamiki cen konsumpcyjnych w Polsce oraz wysokimi potrzebami pożyczkowymi rządu.