Taki obraz sytuacji w polskim przemyśle maluje PMI, barometr koniunktury bazujący na ankiecie wśród menedżerów logistyki około 200 firm. Publikowany przez firmę IHS Markit wskaźnik wzrósł wprawdzie w styczniu do 48,2 pkt, z najniższego od kwietnia 2013 r. poziomu 47,6 pkt w grudniu, ale to marne pocieszenie. Każdy odczyt PMI poniżej 50 pkt oznacza bowiem, że przemysł przetwórczy kurczy się w ujęciu miesiąc do miesiąca. A szczegółowe wyniki ankiety, na której bazuje PMI, pomimo jego lekkiej zwyżki w grudniu są mocno niepokojące.
Ankietowane firmy przemysłowe zgłosiły m.in. największy od czerwca 2009 r. spadek wielkości produkcji, co było spowodowane spadkiem wartości zamówień. Szczególnie szybko, w tempie nienotowanym od dekady, malała wartość zamówień zagranicznych. W efekcie, mimo ograniczenia produkcji, zapasy wyrobów gotowych zwiększyły się najbardziej od niemal 20 lat. – To sygnalizuje, że skala osłabienia popytu zaskoczyła przetwórców – ocenił Jakub Olipra, ekonomista z banku Credit Agricole w Polsce. Wobec tego, jak dodał, w kolejnych miesiącach można oczekiwać dalszego spadku produkcji.
W strukturze styczniowego odczytu PMI jest jednak jeden optymistyczny akcent. Po trzech miesiącach zniżek ponownie zwiększyło się zatrudnienie w sektorze przemysłowym. To może sugerować, że firmy uważają problemy ze zbytem swoich towarów za przejściowe. Ewentualnie może to oznaczać, jak zauważyli ekonomiści PKO BP, „wysoką rotację pracowników spowodowaną odpływem migrantów". To pasowałoby do wyników ankietowych badań NBP wśród firm, które sugerują, że w przemyśle nasilają się braki kadrowe, zmuszając przedsiębiorców do podwyższania płac. „Presja płacowa mogłaby być elementem stymulującym konsumpcję i stabilizującym wzrost gospodarczy w 2019 r." – zauważyli ekonomiści PKO BP. GS