Po bardzo udanej dla polskich eksporterów końcówce 2020 r. początek 2021 r. przyniósł otrzeźwienie. Obroty handlowe w styczniu wyraźnie zmalały. Zawinił niekorzystny układ kalendarza, ale też brexit. Dobra koniunktura w globalnym przemyśle sugeruje jednak, że to jeszcze nie koniec eksportowego boomu.
Import ucierpiał bardziej
Jak podał we wtorek Narodowy Bank Polski, w styczniu eksport towarów z Polski wyniósł nieco ponad 19,1 mld euro, o 2,8 proc. mniej niż przed rokiem. Tymczasem w grudniu i w listopadzie eksport rósł w tempie ponad 10 proc. rok do roku.
Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści zdawali sobie sprawę z tego, że styczeń był dla eksporterów znacznie słabszy niż ostatnie miesiące 2020 r. Przeciętnie szacowali, że sprzedaż zagraniczna towarów wzrosła o 2,8 proc. rok do roku. Za takim wyhamowaniem wzrostu eksportu przemawiał m.in. niekorzystny układ kalendarza. Podczas gdy grudzień liczył o jeden lub dwa dni robocze więcej niż rok wcześniej (w zależności od tego, czy uwzględnia się dzień wolny za święto w sobotę), to styczeń br. liczył o dwa dni robocze mniej niż w 2020 r. Na to jednak nałożyły się jeszcze konsekwencje brexitu.
Z początkiem 2021 r. wygasał okres przejściowy, w czasie którego stosunki gospodarcze między Wielką Brytanią a UE regulowało wciąż unijne prawo. W rezultacie pod koniec 2020 r. brytyjscy importerzy budowali zapasy towarów zza granicy. Był to jeden z kilku czynników, które napędzały polski eksport w listopadzie i w grudniu. W styczniu brytyjski popyt na polskie towary był już wyraźnie mniejszy. Jak wynika z poniedziałkowych danych GUS, eksport na Wyspy załamał się na początku br. o 24,9 proc. rok do roku (licząc w euro).
Rekordowa nadwyżka
Mimo pierwszego od maja spadku wartości eksportu towarów (licząc w euro) Polska odnotowała w styczniu sporą – sięgającą 845 mln euro – nadwyżkę w handlu towarowym. Jeszcze bardziej, o 5,3 proc., tąpnął bowiem import.