Patrząc na to, jak zachowywał się nasz rynek w czwartek można odczuwać spory niedosyt. Nie dość bowiem, że znów dominował u nas kolor czerwony, to jeszcze raziliśmy słabością na tyle innych parkietów. Początek dnia nie zapowiadał jednak takiego obrotu spraw.
Co prawda sam start notowań WIG20 zaczął nieznacznie pod kreską, ale byki szybko się zmobilizowały i nasz flagowy indeks zaczął zyskiwać na wartości. Nie były to jakieś oszałamiające wzrosty (około 0,4 proc.), ale po dwóch spadkowych dniach można było mieć nadzieję chociaż na lekki powiew optymizmu.
WIG20 słaby na tle otoczenia
Sytuacja wydawała się być pod kontrolą. Co prawda w ciągu dnia WIG20 doświadczył cofnięć, ale te szybko napotykały na kontrę kupujących w związku z czym przez dłuższy czas to jednak kolor zielony był tym przeważającym. Problemy jednak zaczęły się w drugiej części dnia wraz z pojawianiem się mieszanych danych z amerykańskiej gospodarki. Co ciekawe te praktycznie bez echa przeszły na Wall Street czy też na innych europejskich rynkach. U nas końcowego godziny handlu upływały jednak pod znakiem przeceny.
Czytaj więcej
- Nastroje Rady są dalekie od jastrzębich. Chętnie byśmy zakomunikowali, że obniżamy stopy, bo jest już dobrze. Ale jeszcze nie jest - powiedział prezes NBP prof. Adam Glapiński podczas czwartkowej konferencji prasowej.
Do pełni obrazu trzeba dorzucić jeszcze wystąpienie szefa NBP, który zasugerował, że obniżka stóp procentowych w Polsce możliwa jest jednak w 2025 r., co nieco osłabiło złotego, co z pewnością nie pomogło też naszemu rynkowi. Szybsze obniżki stóp nie w smak byłyby też głównie sektorowi bankowemu. Tym samym banki traciły w czwartek na wartości, ale nie była to jakaś znacząca przecena. Branżowy wskaźnik WIG – Banki stracił 1 proc. Z kolei WIG20 zakończył z kolei dzień 1,3 proc. pod kreską. Znów więc wróciliśmy poniżej poziomu 2400 pkt. Mieliśmy więc trzeci dzień z rzędu spadków i to przy neutralnym otoczeniu. Mówiąc krótko: niesmak po sesji jest duży.