Na brak emocji inwestorzy na warszawskiej giełdzie we wtorek nie mogli narzekać. Rynek znalazł się pod presją podaży i wydawało się, że czeka nas pogrom byków. Te jednak nie poddały się bez walki. Co prawda WIG20 zakończył notowania pod kreską, ale śmiało można powiedzieć, że wróciliśmy z dalekiej podróży.
Samo otwarcie notowań jeszcze nie zwiastowało problemów. Przez chwilę nawet WIG20 był na plusie. Później jednak niedźwiedzie przystąpiły do zmasowanego ataku. W połowie notowań indeks największych spółek naszego rynku tracił już ponad 1 proc., a po godz. 14.00 straty zwiększyły się do ponad 2 proc. co czyniło nas najgorszym rynkiem w Europie. Na wartości traciły wszystkie spółki wchodzące w skład WIG20. W przypadku niektórych przecena sięgała blisko 5 proc. Do spadków wróciła też spółka LPP. WIG20 w pewnym momencie zszedł nawet poniżej poziomu 2300 pkt co mogło zwiastować dalsze problemy. Byki jednak wzięły się do roboty. Zamiast pogłębienia przeceny mieliśmy zwrot o 180 stopni i pospieszne odrabianie strat. Ciężko uzasadnić ten ruch jakimś konkretnym wydarzeniem (być może zadziała technika), chociaż z drugiej strony ciężko było też uzasadnić poranną słabość naszego rynku. Czasu by odrobić wszystkie straty jednak nieco zabrakło. WIG20 spadł 0,64 proc. Patrząc na pierwszą część notowań wynik ten i tak należy uznać za sukces.
Jeszcze lepiej niż WIG20 poradziły sobie średnie i małe spółki. mWIG40 zyskał na wartości 0,4 proc., zaś sWIG80 0,2 proc. Znów byliśmy świadkami dużych obrotów na warszawskim parkiecie. Te wyniosły prawie 1,5 mld zł.
Dużo spokojniej było we wtorek na rynku walutowy. Ten czeka przede wszystkim na środy Fed.