Po wtorkowych niespodziankach zaserwowanych przez Conference Board (rewizja w dół indeksu wyprzedzającego koniunktury dla Chin oraz zaskakująco niski odczyt wskaźnika zaufania konsumentów w USA) wczoraj rynki nerwowo zareagowały na raport ADP na temat zatrudnienia za oceanem (okazało się, że prywatne firmy stworzyły w czerwcu jedynie 13 tys. zamiast oczekiwanych przez analityków 60 tys. miejsc pracy). Publikacja tych słabych danych wyraźnie "pomogła" wczoraj po południu w sprowadzeniu WIG20 pod kreskę.
Problem w tym, że na tym może się nie skończyć. Największe emocje związane z danymi makro w tym tygodniu prawdopodobnie dopiero przed nami. Dziś rynkami mogą zatrząść tygodniowe informacje o liczbie nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w USA (ekonomiści prognozują 450 tys.). Najgoręcej może być jednak przede wszystkim jutro, kiedy poznamy m.in. zmianę zatrudnienia w sektorze pozarolniczym za oceanem w czerwcu.
Dane te tradycyjnie są ulubionym punktem zainteresowania krótkoterminowych graczy, co często wywołuje mocne ruchy notowań. Cała nadzieja w tym, że prognozy dotyczące zmian zatrudnienia są na tyle mało optymistyczne (ekonomiści oczekują spadku o 110 tys.), że w ceny akcji jest już wliczony pewien margines bezpieczeństwa.Sytuacja jest o tyle napięta, że już wczoraj - mimo że ostatecznie spadek WIG20 okazał się nieduży (0,21 proc.) - indeks znalazł się praktycznie na wysokości majowego dołka (2270 pkt w cenach zamknięcia).
Jeśli bariera ta pęknie (a niekorzystne dane makro doskonale nadawałyby się do roli impulsu, który popchnąłby rynek do takiego rozwoju wydarzeń), będzie to oznaczało dwie rzeczy. Po pierwsze, powiększy się rozmiar korekty spadkowej (lub jak kto woli - krótko- lub nawet średnioterminowego trendu spadkowego), a WIG20 znajdzie się najniżej od lutego. Po drugie, z technicznego punktu widzenia taki rozwój wydarzeń otworzyłby drogę do kolejnego poziomu wsparcia, jakim jest lutowy dołek (2173 pkt). Różnica pomiędzy tym dołkiem a omawianym majowym minimum jest taka, że lutowa bariera ma znaczenie dla sytuacji także w długim (a nie tylko krótkim) terminie.
Dlaczego? Po pierwsze, została wyznaczona przez punkt kulminacyjny poprzedniej silnej korekty spadkowej. Po drugie, po jej ewentualnym przełamaniu WIG20 znalazłby się najniżej od dziewięciu miesięcy, a taka sytuacja kazałaby się poważnie zastanowić, czy ciągle można jeszcze mówić o hossie na warszawskim parkiecie. Sytuacja jest o tyle poważna, że kojarzony z małymi spółkami indeks sWIG80 już teraz jest najniżej od pół roku i o krok od dolnego ograniczenia potężnej konsolidacji, w jakiej tkwi od września ub.r.