Wczorajsza sesja była wprawdzie żywsza niż senny początek tygodnia, ale również trudno nazwać ją szczególnie aktywną. Oprócz prezentacji wskaźnika ISM dla sektora usług brak było istotniejszych publikacji makro. Indeks ten zanurkował do poziomu 53,8 pkt, czym nieprzyjemnie zaskoczył analityków, którzy spodziewali się średnio odczytu w wysokości 55.
Wśród wczorajszych komentarzy analityków często pojawiał się również wątek prognozy wyników spółek amerykańskich na 2010 rok. Analitycy obecnie spodziewają się, że zyski przedsiębiorstw notowanych na Wall Street wzrosną o 37?proc., czyli w najszybszym tempie od 2004 roku. Jeżeli prognozy by się sprawdziły, byłby to bardzo byczy sygnał dla rynku. Dodatkowo, biorąc pod uwagę wskaźniki ceny do zysku dla amerykańskich spółek, które przeciętnie znajdują się poniżej długookresowych średnich, obecny optymizm może być zwiastunem dynamicznych wzrostów indeksów w najbliższym czasie.
Wtorkowy skok indeksów w górę był miłą niespodzianką, w ostatnim czasie bowiem tego rodzaju wydarzeniami rynek szczególnie nie rozpieszczał inwestorów. Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze, wyraźnie wyhamowują wskaźniki wyprzedzające koniunktury. Dowodzą tego między innymi ostatnie odczyty PMI lub choćby wczorajsza publikacja ISM. Po drugie, ponownie wracają obawy o losy rynku akcji po odłączeniu gospodarek od kroplówek.
W Niemczech sprzedaż nowych aut?spadła o 30 proc., odkąd zakończono dopłaty do złomowania. W Stanach Zjednoczonych drastycznie zniżkuje sprzedaż mieszkań. Tego typu wieści nie pozostają bez wpływu na sprzedaż detaliczną. Odpowiedź na pytanie, jak zachowa się gospodarka, gdy programy wsparcia zostaną ostatecznie odcięte, jest jedną z największych niewiadomych dla przyszłości rynku akcji.
Dodatkowo oczy inwestorów coraz bardziej nerwowo wpatrują się na Daleki Wschód, w kierunku Chin, gdzie oprócz programów wsparcia rząd powoli schładza gospodarkę. Wprawdzie dotychczas działania miały charakter przede wszystkim paramonetarny (rozluźnienie kursu renminbi-juana, wzrost rezerw obowiązkowych w bankach), ale już uderzyły na przykład w rynek nieruchomości. Scenariusz delewarowania gospodarki i bolesnego lądowania budzi obawy rosnącej grupy analityków.