Po rozpoczęciu dnia na minimalnym plusie we wtorek indeks największych i najbardziej płynnych spółek giełdowych nie dostarczył inwestorom wielu emocji. Zakres wahań przez niemal cały dzień zamykał się w przedziale 2490-2500 pkt. Wybicie nastąpiło dopiero przed samym końcem sesji w odpowiedzi na kiepskie dane z amerykańskiej gospodarki.
W efekcie portfel WIG20 finiszował, zniżkując o 0,51 proc., i zanotował na fixingu poziom 2 482,11 pkt. Trochę lepiej poradziły sobie mniejsze spółki giełdowe wchodzące w skład indeksów mWIG40 i sWIG80. Ich akcjonariusze zanotowali średnio stopy zwrotu na poziomie +0,25 proc. i -0,04 proc.
Co ciekawe, czerwony kolor nie był regułą na pozostałych światowych parkietach. Indeksy w Europie zakończyły dzień niewielkim wzrostem, przy czym prym wiodły akcje banków. Inwestorzy wciąż dyskontują korzystne wyniki piątkowych stress testów. Za takim wyjaśnieniem przemawia również umacniające się euro, za które po południu płacono już poniżej 4 zł.
Najwyraźniej inwestorzy niespecjalnie przejęli się obawami, że stress testy celowo przygotowano tak, by nie okazały się szczególnie stresujące, lub też po prostu dali się złapać na chwyt marketingowy CEBS. Tak czy inaczej nastroje w sektorze się poprawiają, więc stress testy należy uznać za udane. Banki silnie zachowywały się wczoraj również na GPW, choć trudno powiedzieć, żeby należały do liderów sesji. Na fixingu średnia WIG-Banki zyskiwała 0,28 proc.We wtorek na rynek nie napłynęło wiele danych makro.
Wśród godnych uwagi publikacji warto wymienić indeks nieruchomości w USA Case/Shiller dla 20 metropolii. Wprawdzie wskaźnik wzrósł o 4,6 proc. w ujęciu rok do roku, jednak analitycy spoglądają na niego ze sporą rezerwą z uwagi na jednorazowy wpływ ulg podatkowych. Więcej zamieszania na rynku wywołał opublikowany o 16 indeks zaufania amerykańskich konsumentów Conference Board oraz indeks Fed z Richmond. Oba wskaźniki zawiodły inwestorów, notując poziomy niższe od prognoz. Przyczyniło się to również do tąpnięcia w Warszawie.