Podczas gdy jeszcze w środę kiepskie nastroje inwestorów tłumaczono m.in. doniesieniami z Chin o słabnięciu wzrostu gospodarczego, to wczoraj, idąc tym tropem, należało oczekiwać, że taki sam efekt wywołają gorsze od prognozowanych dane z amerykańskiego rynku pracy, tym bardziej że jest to obecnie newralgiczny element amerykańskiej gospodarki.
Tymczasem większa, niż prognozowano, liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych (484 tys. zamiast 465 tys. w ostatnim tygodniu) nie wywołała paniki. WIG20 skończył sesję 0,46 proc. na plusie, a WIG zyskał 0,29 proc.
Niezależnie od tego, jak tłumaczyć zignorowanie danych z USA przez rynki (być może złe dane zostały z nawiązką skonsumowane już w poprzednich dniach) i niezależnie od tego, że jest to kolejny sygnał utraty impetu przez gospodarkę amerykańską (mówiąc językiem analizy technicznej czterotygodniowa średnia krocząca z liczby wniosków o zasiłek od wiosny tkwi w trendzie bocznym), wczorajsza minizwyżka nie zmieniła sytuacji technicznej na wykresach indeksów.
WIG20, który w środę przebił krótkoterminowe wsparcie na wysokości lokalnego majowego szczytu (2469 pkt) przetestowane dodatkowo w końcu lipca, wczoraj wykonał zaledwie ruch powrotny ku owemu wsparciu. Tymczasem ruch powrotny ma to do siebie, że po jego wykonaniu należy oczekiwać odbicia i dalszego, jeszcze silniejszego ruchu w dół. Dopiero zdecydowany powrót powyżej 2469 pkt byłby sygnałem, że strona popytowa znów dochodzi do głosu.
Co prawda zdecydowanie lepiej wygląda sytuacja na wykresie WIG (indeks ciągle znajduje się powyżej majowego szczytu), ale i tutaj wczorajsza próba odbicia nie wygląda jeszcze przekonująco.