WIG20 otworzył się 1,5 proc. na minusie pod wpływem wydarzeń na rynkach światowych, gdzie również panowały minorowe nastroje (japoński indeks Nikkei 225 znalazł się rano o krok od pogłębienia półtorarocznego minimum). Później co prawda spadki nie zostały już pogłębione, przez kilka godzin WIG20 praktycznie stał w miejscu, głęboko na minusie.Widać było wyraźnie, że inwestorzy wstrzymują się z podejmowaniem decyzji do publikacji popołudniowych serii danych makro w USA. Nie powinno to dziwić z uwagi na narastające ostatnio obawy o ożywienie w amerykańskiej gospodarce.

I rzeczywiście, gdy tylko seria odczytów makro ujrzała światło dzienne, gracze się ożywili. Cześć danych okazała się gorsza od oczekiwanych (zdecydowanie rozczarował indeks Chicago PMI obrazujący koniunkturę w przemyśle regionu Chicago, który spadł bardziej, niż prognozowano - do 56,7 pkt z 62,3 pkt w lipcu), ale to nie zraziło kupujących. Nadzieje w serca inwestorów wlał szybszy, niż przewidywano, wzrost cen domów w największych metropoliach (4,2 proc. rok do roku w czerwcu wobec prognozowanego 3,9 proc.), a przede wszystkim bacznie obserwowany przez rynki indeks zaufania amerykańskich konsumentów Conference Board. Wzrost do 53,5 pkt (zamiast prognozowanego 50,5 pkt) to oznaka, że Amerykanie nie poddają się łatwo obawom przed nawrotem recesji.

Impuls wzrostowy wynikający z tych danych okazał się wystarczający do tego, by WIG20 poszybował w górę. Z poziomu dziennego minimum stopniowo wspiął się nad kreskę i zakończył dzień solidną zwyżką o 0,7 proc. względem poniedziałku. WIG zyskał 0,55 proc.

Pytanie, na ile taka mobilizacja kupujących (poparta podwyższonymi obrotami, przynajmniej jeśli chodzi o największe spółki) zmienia układ sił na rynku. Odpowiedź zależy od perspektywy inwestycyjnej. W krótkoterminowej wczorajsza zwyżka nie ma jeszcze decydującego znaczenia. Z formalnego punktu widzenia WIG ciągle znajduje się w rozpoczętym na początku sierpnia trendzie spadkowym. O jego zakończeniu zdecydowałoby dopiero przebicie lokalnej górki z 17 sierpnia (42 695 pkt). Dopóki to się nie stanie, należy liczyć się z powrotem do sierpniowego minimum (41?572 pkt).

Dla inwestorów operujących w skali wielu miesięcy te rozważania nie mają jednak większego znaczenia. W takim ujęciu WIG tkwi w trendzie bocznym między dołkami z maja i lipca (39?109-39?366 pkt) a kwietniowym rekordem hossy (44?078 pkt), czemu towarzyszy konsekwentne obniżanie się rocznej dynamiki indeksu. To z kolei ma związek z utratą impetu przez ożywienie gospodarcze. Wobec tego warto przyjrzeć się uważnie zaplanowanemu na dzisiaj odczytowi wskaźnika PMI dla naszego kraju.