Podczas jednak gdy w poniedziałek stabilizacja notowań wynikała w dużym stopniu z braku impulsów w postaci istotnych danych makro (weekendowe optymistyczne doniesienia z Chin zostały "skonsumowane" już na otwarciu), to wczoraj danych już nie brakowało.
Fakt ten nie przyczynił się jednak do wyrwania indeksów z niskiej zmienności. Bez większego echa przeszły zarówno pesymistyczne doniesienia (na czele z zaskakująco niskim - najniższym od wiosny 2009 r. - odczytem indeksu ZEW obrazującego zapatrywania niemieckich analityków i inwestorów instytucjonalnych odnośnie do perspektyw gospodarczych), jak i optymistyczne (większa od prognoz sprzedaż detaliczna w USA).
Przedłużający się zastój trudno traktować jednak na razie jako powód do załamywania rąk. Skala zniżki w porównaniu z poniedziałkowym maksimum fali zwyżkowej rozpoczętej w końcu sierpnia jest tak niewielka, że nie upoważnia do wyciągania daleko idących wniosków. Nadal scenariuszem bazowym jest kontynuacja krótkoterminowego trendu zwyżkowego.
Zwolennicy takiej tezy mogą wskazywać na to, że na świecie nie widać objawów nadmiernego optymizmu, który mógłby paradoksalnie zaszkodzić zwyżce (według ubiegłotygodniowego odczytu wskaźnik Investors Intelligence obrazujący proporcję byków i niedźwiedzi wśród amerykańskich analityków jest ciągle w pobliżu kilkunastomiesięcznego minimum).
Co prawda na wykresie WIG20 widać wyraźnie, że indeks zatrzymał się na poziomie sierpniowego szczytu, ale na wykresach pozostałych głównych indeksów GPW bariera ta została już wcześniej bez trudu pokonana (WIG już w poniedziałek ustanowił zresztą rekord hossy, przebijając nawet położony jeszcze wyżej kwietniowy szczyt). Przyjmując zweryfikowaną w przeszłości zasadę, że WIG20 nie wyznacza trendów na warszawskim parkiecie (co nie dziwi z uwagi choćby na pomijanie dywidend przy obliczaniu indeksu), można śmiało stwierdzić, że problemy z przebiciem sierpniowego maksimum nie są najistotniejszą obecnie kwestią.