Mniej szczęścia mieli ponownie akcjonariusze mniejszych spółek. Indeks sWIG80 wprawdzie również zakończył dzień na plusie, jednak o wiele skromniejszym - zaledwie 0,18 proc. Z kolei portfel średniaków mWIG40 zmniejszył swoją wartość o 0,05 proc.
Jeżeli do znaczącej przewagi dużych spółek dodamy umacniającego się wczoraj złotego, zyskamy pewną wskazówkę na temat źródła wtorkowego popytu. Dużą rolę odegrali najprawdopodobniej inwestorzy zagraniczni.Ostatnie sesje najpewniej szczególnie cieszą amatorów analizy technicznej. Seria przyjemnych dla oka białych świec przy niemałych obrotach, która zarysowała się na wykresie WIG20 zaraz po przebiciu kwietniowego szczytu, wydaje się być dość optymistyczną wróżbą dla rynków. Kolejny pokaźny opór znajduje się dopiero w okolicach konsolidacji z połowy 2008 roku, więc wiele wskazuje na to, że droga ku kolejnym szczytom stoi otworem.
Niestety, dane fundamentalne nie pozwalają już na tak jednoznaczne opinie na temat przyszłości. Jednym z czynników, który odpowiada za ostatnie zwyżki, jest systematyczne luzowanie polityki monetarnej na całym świecie. Stopy procentowe w Wielkiej Brytanii, Europie czy Japonii znajdują się na najniższych poziomach w historii funkcjonowania tamtejszych banków centralnych.
Do tego należy dołożyć kolejną falę quantitative easing, czyli nabywania przez banki centralne aktywów z rynku, które według oczekiwań analityków w samych Stanach Zjednoczonych może mieć skalę nawet 1 biliona dolarów w przeciągu 12 miesięcy. Tak znaczący napływ kapitału na rynek musi znaleźć gdzieś ujście. W ostatnim czasie, wobec tendencji deflacyjnych w gospodarce, skutkiem była przede wszystkim inflacja cen aktywów. Niewykluczone, że i tym razem kapitał popłynie na rynki wschodzące, powodując zwyżki na rynkach akcji, nieruchomości i lokalnych walut.
Taki scenariusz byłby oczywiście pożądany przez giełdowych graczy posiadających w portfelach akcje, jednak nie brak jest zagrożeń dla jego realizacji. Po pierwsze, wskaźniki wyprzedzające gospodarki zdecydowanie wyhamowują, a wzrostu gospodarczego w USA uparcie nie chce podtrzymywać ani rynek nieruchomości, ani też rynek pracy.