Giełdowe indeksy zyskały po ładnych kilka procent, rentowności obligacji skarbowych w strefie euro opadły, a na rynek surowców powrócił optymizm. Wprawdzie nasze indeksy nie nadrobiły zaległości wobec S&P500 czy nawet DAX, ale i tak nie można narzekać. Przez?pierwsze cztery tygodnie nowego roku WIG zyskał 7 proc. Na wczorajszej sesji wprawdzie już tak optymistycznie nie było, ale?przecież rynkom należy się zasłużony odpoczynek. Potaniały akcje większości spółek, jednak spadki na GPW były relatywnie niewielkie w porównaniu z innymi rynkami.
Muszę zatem przyznać, że przynajmniej na razie rację mają ci, którzy pod koniec 2011 r. wieścili, że sierpniowo-wrześniowe załamanie na rynkach jest chwilowe i że giełdowe indeksy po pewnej chwili zawahania, zaczną się powoli kierować na północ. Jeśli faktycznie taki scenariusz będzie się dalej materializować, to mielibyśmy do czynienia z dość powszechnym zaskoczeniem. Inwestorzy indywidualni opuścili bowiem rynek przy okazji załamania w III kwartale ubiegłego roku. Inwestorzy instytucjonalni (w tym my również) przygotowywali się do ewentualnej kontynuacji spadków w pierwszych miesiącach br. Widać to dobrze po alokacji OFE w akcjach – zaledwie 31 proc. (versus 37 proc. przed rokiem) przy maksymalnym limicie już na poziomie 45 proc. Zarówno zatem inwestorzy indywidualni, jak i instytucjonalni, mają sporo gotówki do kupowania akcji.
Skąd ten optymizm na rynkach? Z nadziei, że to nie politycy, ale bankierzy centralni rozwiążą gros problemów, drukując na potęgę euro, dolary, franki itd. Inwestorzy zaczęli oczekiwać, że nawet Chińczycy dołożą się do zwiększenia puli płynności w globalnym systemie finansowym, ratując dynamikę chińskiego PKB. No cóż, z „prasami drukarskimi" trudno się polemizuje. Już dwa razy, przy okazji QE1 i QE2, to przerabialiśmy.
Oczywiście, aby zmącić ten coraz bardziej różowy obraz, wypadałoby dodać, że wokół nas tak naprawdę niewiele się zmieniło. Państwa strefy euro, jak były zadłużone, tak są dalej. Europejscy politycy, jak nie potrafili przeciwstawić się kryzysowi, tak dalej nie mają konkretnych pomysłów. Co więcej, czas płynie na niekorzyść wielu państw Zachodu. Najlepiej widać to obecnie po Portugalii, która jest kandydatem na bankruta nr 2. Rentowności portugalskich obligacji skarbowych wskazują, że inwestorzy bardzo poważnie biorą pod uwagę konieczność redukcji zadłużenia tego kraju. Najprawdopodobniej zatem po zakończeniu negocjacji w sprawie restrukturyzacji długu greckiego rozpoczną się kolejne trudne rozmowy dotyczące Portugalii. Jak na to zareagują inwestorzy? W dalszej perspektywie ciągle aktualne pozostaje pytanie, w jakiej formie obecny kryzys przetrwa cała strefa euro.