Wczorajsza sesja, podobnie jak wiele w sierpniu, cechowała się dużą zmiennością. W Europie handel zaczął się na zero, ale indeksy zaczęły spadać i na niektórych parkietach traciły już po ponad 2 proc.
Wszystko przez pojawiające się od rana słabe dane o koniunkturze w przemyśle. Wskaźniki PMI, które ją obrazują, w wielu krajach zeszły już poniżej kluczowego poziomu 50 pkt, a nawet jeśli utrzymały się powyżej, to i tak znalazły się najniżej od wielu miesięcy. Od dawna przemysłowe PMI wykazują dużą korelację z zachowaniem giełdowych indeksów, więc nic dziwnego, że inwestorzy nie przeszli wobec ich niepokojących odczytów obojętnie.
Graczy mogły zaniepokoić też kolejne spekulacje dotyczące strefy euro, w tym potrzeb kapitałowych banków.
Po danych o kondycji przemysłu w USA nastąpił jednak zwrot. Dane te okazały się znacznie lepsze od prognoz – przemysłowy wskaźnik ISM spadł mniej od prognoz i utrzymał się powyżej 50 pkt – i indeksy ruszyły w górę. Na większości rynków europejskich, jak i na Wall Street zrobiło się zielono. Nie był to jednak koniec zmian, bo część graczy i analityków zinterpretowała dane w taki sposób, że skoro przemysł się rozwija i gospodarce USA nie grozi załamanie, to Fed może nie zdecydować się na kolejną fazę dodruku pieniądza. I zaczęła pozbywać się akcji.