Przed wyborami europejscy politycy starali się zachęcić greckich wyborców do głosowania na partie opowiadające się za pozostaniem w eurolandzie poprzez przekazywanie komunikatów o możliwych złagodzeniach postawionych przed Grecją wymagań dotyczących oszczędności. Niestety, oddech na rynkach finansowych nie trwał zbyt długo, ponieważ już przed 10 rano rentowności 10-letnich hiszpańskich obligacji przebiły magiczny poziom 7 proc. (ostatecznie skończyły dzień na poziomie 7,15 proc.).
Za nimi na północ powędrowała również rentowność włoskich papierów skarbowych. Wzbudziło to powszechny niepokój. W najbliższych dniach ich uwaga znów skupiać się będzie na politykach, w szczególności na kanclerz Angeli Merkel, której stanowisko w sprawach wprowadzenia nadzwyczajnych środków stabilizujących rynek (takich jak np. euroobligacje) wciąż brzmi „nie". W tym miejscu należy zwrócić uwagę, że niemiecka gospodarka przynajmniej dwojako korzysta na panującej zawierusze. Osłabianie się euro do dolara wspiera niemiecki eksport, a spadające do abstrakcyjnie niskich poziomów rentowności niemieckich obligacji sprawiają, że kraj ten finansuje swoje zadłużenie niemal bezkosztowo. W takiej sytuacji niemieccy decydenci mogą pozwolić sobie na cierpliwość i wywieranie coraz większej presji na kraje południowej Europy celem zmuszenia ich do wprowadzenia znaczących oszczędności budżetowych.