Przed wrześniowym posiedzeniem FOMC sytuacja wydawała się dość oczywista. Wartość miesięcznie kupowanych obligacji przez Fed w ramach QE3 miała zostać ograniczona o 10 mld USD, a sam program systematycznie wygaszany aż do połowy przyszłego roku. Jakież było zdziwienie rynków, gdy na zakończonym w ostatnią środę posiedzeniu FOMC nie tylko nie podjęto decyzji o ograniczeniu QE3, ale też Ben Bernanke wycofał się ze swoich czerwcowych deklaracji. Owszem, wciąż zapowiadał wygaszenie QE3 w przyszłym roku, ale nie precyzuje, czy będzie to jego początek, środek, czy raczej koniec.
Zaskakujące zakończenie wrześniowego posiedzenia FOMC, połączone z obniżką prognoz PKB dla USA, w sposób oczywisty skierowało uwagę na posiedzenie w połowie grudnia, gdy zostaną opublikowane nowe projekcje makro i stóp procentowych. I w tym przekonaniu pewnie tkwilibyśmy, gdyby nie James Bullard, szef Fed z St. Louis. W piątek oświadczył on, że cięcie QE3 we wrześniu było blisko i taka decyzja może zostać podjęta na posiedzeniu w dniach 29–30 października.
Ten rozjazd oczekiwań pomiędzy październikiem a grudniem może owocować dużą zmiennością na rynkach. Inwestorzy będą reagować na pojedyncze impulsy, raz rzucając się na akcje, a następnym razem je wyprzedając. Głównie dlatego, że grudzień otwiera furtkę do wzrostów na giełdach, surowcach, osłabienia dolara i pozwala na odbicie na rynkach wschodzących. Październik nie pozostawia zbyt wiele miejsca na takie ruchy, a sam strach przed normalizacją polityki monetarnej w USA może okazać się groźniejszy niż wykonanie tego pierwszego kroku przez Fed.
Co w takim razie będzie się liczyć w najbliższym czasie? Warto obserwować sugestie samych przedstawicieli Fed. Należy też zaczekać na protokół z wrześniowego posiedzenia FOMC, który pozwoli odpowiedzieć na pytanie, na ile blisko było cięcie QE3. Duże znaczenie będą miały dane z rynku pracy w USA, a także publikowane pod koniec przyszłego miesiąca wstępne szacunki PKB za III kwartał br.