Indeks MSCI Emerging Markets, który w połowie roku ocierał się o dolną granicę trendu bocznego trwającego od przełomu lat 2011/2012, teraz dla odmiany stopniowo zbliża się do górnej granicy. Wyznaczają ją szczyty z początku tego roku i z wiosny 2012 r.
Z jednej strony analitycy obawiają się, czy oczekiwane wycofywanie się amerykańskiego Fedu ze skupu aktywów (QE) nie uderzy w rynki wschodzące, zwłaszcza te cechujące się dużymi deficytami na rachunku obrotów bieżących i przez to uzależnione od ciągłego napływu kapitału. Z drugiej strony szansą dla emerging markets jest ożywienie gospodarcze w strefie euro, które stopniowo powinno być odczuwalne w skali globalnej.
Zaletą rynków wschodzących są też relatywnie niskie wyceny akcji. Wskaźnik cena/prognozowane zyski jest w przypadku MSCI EM o ok. 30 proc. niższy niż w przypadku amerykańskiego S&P 500. Z kolei obrazujący długofalowe cykle wskaźnik cena/wartość księgowa ledwie wyszedł ze strefy określanej przez analityków J.P. Morgan jako „wyceny kryzysowe" (poniżej 1,5x). Z poziomu 1,53x do historycznej średniej równej 1,8x ciągle daleka droga.
Reasumując, akcje na rynkach wschodzących są tanie. Podnoszeniu się ich wycen powinno sprzyjać globalne ożywienie gospodarcze.