Jednocześnie globalny rynek akcji w ujęciu dolarowym zbliżył się do ubiegłorocznego maksimum, które wypadło dokładnie na poziomie rekordu wszech czasów z 2007 r. Europejski rynek akcji znalazł się przy silnym długoterminowym oporze, jaki stanowi 61,8-proc. zniesienie spadków z lat 2007–2009, japoński Nikkei dotarł do szczytu sprzed ośmiu lat. Brak spadku dolara w reakcji na uspokajającą wymowę ostatnich minut z posiedzenia FOMC w USA, w których wskazywano na dalszą cierpliwość w kwestii podwyżek stóp procentowych, sugeruje nadejście kolejnej fali zwyżkowej amerykańskiej waluty. Jednocześnie charakter zniżek cen obligacji przybiera coraz trwalszy charakter. Polskie dziesięciolatki są o włos od przełamania wielomiesięcznej linii trendu malejącego, amerykańskie dziesięciolatki pozostają powyżej 2 proc. rentowności, a niemieckie wracają do poziomów sprzed decyzji EBC o skupie papierów skarbowych z 22 stycznia. Nagromadzenie w tym samym momencie tak ważnych punktów na wykresach potwierdza, że obecnie decydują się losy średniookresowych tendencji na wielu rynkach.
Argumenty za i przeciw dalszym zwyżkom notowań akcji i obligacji przez ostatnie tygodnie nie zmieniają się (jedni wierzą nadal w moc banków centralnych, drudzy są przekonani, że ceny aktywów oderwały się od uzasadnionych fundamentami wycen). Trwające przez ten czas trendy boczne są właśnie odzwierciedleniem polaryzacji opinii inwestorów. W tym czasie zapewne większość inwestorów podjęła decyzje zgodne ze swoimi przekonaniami i teraz czekają na rozstrzygnięcie na rynku, które pokaże, czy postąpili słusznie, czy też nie. Dziś trzeba nastawić się nie na to, by „rozgrywać" własny scenariusz rynkowy, ale by reagować na wydarzenia zachodzące na rynkach. Minimalna skala obrotów, jakie obserwowaliśmy w piątek, sugeruje zbliżający się moment przesilenia koniunktury giełdowej.
Jednocześnie trudno mieć wątpliwości, że dalsza aprecjacja dolara będzie skutkować ponownym regresem cen surowców. Metale przemysłowe i paliwa są tu najbardziej narażone na przecenę, tym bardziej że dotychczasowe odbicie nie wyglądało imponująco i sugerowało słabość tych rynków. Czarnym koniem w tych warunkach może okazać się złoto, które przy 1200 USD za uncję wygląda atrakcyjnie.