Fantastyczny wzrost chińskiej gospodarki w okresie minionego ćwierćwiecza przełożył się na wzrost realnej wartości chińskiej waluty do poziomów, przy których można ją uznać za wyraźnie przewartościowaną. Świadczy o tym spadające tempo eksportu (-8,3 proc. r./r. w lipcu) i najniższe od 24 lat tempo wzrostu PKB.
Z tym problemem realnie przewartościowanej waluty można sobie poradzić na trzy sposoby. Najlepszym jest wzrost wydajności pracy, ale nad tym władze finansowe raczej nie mają kontroli. Innym sposobem jest metoda „na Greka" polegająca na – przy utrzymywaniu kursu walutowego na stałym nominalnie poziomie – wprowadzeniu kraju w wieloletni okres deflacji, która redukując znacząco poziom krajowych cen, doprowadzi do realnej deprecjacji waluty, co przywróci konkurencyjność. Jak o tym świadczy utrzymująca się w Chinach od ponad trzech lat deflacja na poziomie cen produkcji przemysłowej (-5,4 proc. w lipcu), ta metoda powrotu do równowagi była stosowana od dłuższego czasu. Uporczywa deflacja jest jednak niekorzystna dla zysków przedsiębiorstw i niedawne załamanie cen akcji na chińskich giełdach można potraktować jako sygnał, że odporność chińskich firm na spadek cen w gospodarce zaczyna się wyczerpywać. Spadek chińskich rezerw walutowych o 300 mld dol. w ciągu roku świadczył o tym, że chętnie korzystano z chińskiego „sponsoringu", zamieniając przewartościowane juany na dolary.
We wtorek i środę chińskie władze finansowy zaczęły więc aplikować trzeci sposób na urealnienie kursu walutowego, czyli nominalną dewaluację krajowej waluty. Metodę tę można uznać za próbę wyeksportowania nadmiarowej deflacji do reszty świata. Chiny to już jedna ósma światowej gospodarki w ujęciu nominalnym i jedna szósta po uwzględnieniu parytetu siły nabywczej. Spadały ceny akcji i obligacji firm mocno zależnych od eksportu do Chin czy też konkurujących z chińskimi producentami, a drożały obligacje skarbowe (eksport chińskiej deflacji oznacza niższe ceny towarów w reszcie świata).
Gdyby w najbliższych miesiącach juan nadal słabł, to można oczekiwać dalszego pogorszenia sytuacji na rynkach wschodzących. Analogia z okresem kryzysu azjatyckiego i rosyjskiego z lat 1997–1998 wydaje się obecnie bardziej aktualna niż kiedykolwiek. Polska – ze swoim minimalnym eksportem do Chin – wydaje się relatywnie mniej narażona na negatywne skutki wydarzeń w Chinach, chociaż pewien wpływ może się ujawnić np. przez spadek niemieckiego eksportu do Chin, który przełoży się na mniejsze zamówienia w Polskiej gospodarce.