Ponieważ jednak historycznie okresy kiepskich stóp zwrotu przeplatały się z okresami dużo lepszymi, na koniec ub.r. spekulowaliśmy, że być może tureckie walory warto przeważać w portfelu. Jak na razie taka diagnoza w miarę się sprawdza – w I kwartale Turcja dla odmiany należała do najlepszych inwestycji. Czy jednak potencjał nie został już skonsumowany?

Bez względu na to, czy spojrzymy na wykres indeksu BIST 100 w wersji oryginalnej, czy też po przeliczeniu jego wartości na złote, wniosek jest ten sam – do poziomów oporu umiejscowionych na szczytach z lat 2010–2015 jest jeszcze sporo miejsca. Teoretycznie zatem cykl wzrostowy nie został jeszcze dopełniony.

Analiza techniczna potrafi jednak płatać figle, więc warto się przyglądać również fundamentom. Mimo odreagowania wyceny akcji w Stambule nie podniosły się do niebotycznych poziomów. O ile w dołku trzeba było za nie płacić niespełna 8-krotność prognozowanych zysków spółek, o tyle ostatnio jest to ciągle mniej niż 9-krotność. Dla porównania, w cyklicznych szczytach koniunktury wyceny osiągały średnio 11,5-krotność zysków. Jednocześnie tureckie walory są nadal wyceniane ze sporym dyskontem względem ogółu rynków wschodzących, gdzie średnie P/E wynosi niespełna 11,0.