W połowie kwietnia rozważaliśmy ryzyko korekty po przeszło 20-proc. zwyżce indeksu tej grupy giełd od styczniowego dołka. Jak widać, rozważania te nie okazały się bezpodstawne, bo ostatnio indeksu dotknęła szybka korekta, która doprowadziła do przebicia linii krótkoterminowego trendu wzrostowego.
Pytanie, jak interpretować to osłabienie. W czarnym scenariuszu mógłby to być początek powrotu do styczniowego dołka (lub jeszcze gorzej). Ale tak przecież nie musi się stać. Równie dobrze korekta może być po prostu potrzebna do schłodzenia zbyt rozgrzewającej się koniunktury.
W połowie kwietnia spekulowaliśmy, że takie schłodzenie mogłoby potencjalnie stanowić kolejny fragment obszernej, wielomiesięcznej odwróconej głowy z ramionami, czyli formacji, która wedle książkowych schematów mogłaby zapowiadać trwałe zakończenie bessy na emerging markets. Aby to się zrealizowało, korekta nie może być oczywiście zbyt głęboka.
Krótkoterminowe zachowanie rynków potrafi być kapryśne, więc być może lepiej nie przywiązywać się do tego rodzaju scenariuszy. Powtórzmy jednak kolejny raz – na dłuższą metę jedno wydaje się pewne: z punktu widzenia wycen to właśnie w rynkach wschodzących tkwi największy potencjał. Niedawna fala zwyżkowa skonsumowała go jedynie w niewielkiej części.