Pojawiła się więc nadzieja, że w końcu nasz rynek zacznie odrabiać straty względem innych parkietów.
Początek wtorkowych notowań tylko podsycił te oczekiwania. Wystarczyło kilka minut handlu, by WIG20 zaczął zyskiwał 0,5 proc. i po raz kolejny brylował w Europie. Po udanym otwarciu wydawało się, że droga do pokonania psychologicznej bariery 1800 pkt stoi otworem. Po godzinie handlu coś się jednak zacięło. Indeks największych spółek nie tylko wytracił dynamikę wzrostu, ale także zaczął kierować się na południe. Zamiast więc coraz bardziej imponujących zwyżek trzeba było pogodzić się z przeceną. Na szczęście i ona nie trwała zbyt długo. Po południu popyt zabrał się do odrabiania strat. Pomagały mu w tym niewielkie, ale jednak wzrosty, na europejskich parkietach, a także całkiem niezły początek notowań w Stanach Zjednoczonych. Wystarczyło to, aby WIG20 znów wyszedł na plus. Do bardziej zdecydowanego ataku zabrakło już jednak sił. W efekcie do końca dnia byliśmy świadkami przeciągania liny między popytem i podażą. Ostatecznie walkę tę wygrały byki. WIG20 zyskał 0,2 proc. Pozostałe europejskie indeksy również kończyły dzień symbolicznymi zmianami.
Najważniejszą informacją makroekomiczną wtorkowej sesji była publikacja amerykańskiego indeksu ISM dla usług. Okazało się, że spadł on do 51,4 pkt, podczas gdy eksperci oczekiwali odczytu na poziomie 55 pkt. Co prawda we wtorek odczyt ten nie odcisnął zbyt dużego piętna na rynku akcji, ale może mieć znaczenie w nieco dłuższym okresie. Słabszy odczyt może bowiem przesądzić o tym, że we wrześniu Rezerwa Federalna nie zdecyduje się na podwyżkę stóp procentowych.
Na decyzję Fedu trzeba jednak poczekać do 21 września. Nie oznacza to, że inwestorzy będą się nudzić. W środę swoje pięć minut będzie miała Rada Polityki Pieniężnej. W czwartek kolejny dzień z bankiem centralnym. Wtedy oczy inwestorów skierowane zostaną na Europejski Bank Centralny.