Takie wnioski nie były zgodne z powszechnymi nastrojami – indeks pogłębiał wtedy dołki bessy. Teraz sytuacja odwróciła się o 180 stopni. Indeks emerging markets wspina się na kilkunastomiesięczne maksima. Co ważne, przełom widać również jeśli chodzi o perspektywy zysków spółek. Analitycy zaczęli systematycznie rewidować w górę swe prognozy – to zupełna (pozytywna) nowość, bo w poprzednich dwóch latach szacunki zysków były obniżane. Bez poprawy wyników finansowych trudno wyobrazić sobie trwałą hossę, więc przełom pod tym względem jest niezwykle istotny.
Martwić mogą natomiast względy czysto techniczne. Popularny oscylator RSI w ujęciu tygodniowym, który przed rokiem zawędrował do strefy wyprzedania (co stanowiło okazję do kupowania), teraz dla odmiany jest coraz bliżej strefy wykupienia. Tak wysokie poziomy wskaźnika nie były przeszkodą do kontynuacji zwyżek jedynie w trakcie najbardziej dynamicznej fali hossy w 2009 roku. W pozostałych przypadkach z ostatnich lat raczej zanosiło się już na korektę.
Na koniec warto wspomnieć o naszym WIG20, który historycznie był niezwykle silnie skorelowany z emerging markets. Niestety, w ostatnich miesiącach rodzimy indeks pozostaje ciągle daleko w tyle i trudno przesądzić, czy ta sytuacja się poprawi, zanim rynki wschodzące skorygują się po ostatnich silnych zwyżkach. ¶