Chodziło o to, że Europejski Bank Centralny i amerykańska Rezerwa Federalna przymierzały się do zupełnie rozbieżnych posunięć – EBC miał zasugerować rozszerzenie skali skupu obligacji w ramach QE, podczas gdy Fed miał podnieść stopy procentowe (i tak się w obu przypadkach potem stało). Mija rok i znów jesteśmy w sytuacji, w której kluczowe decyzje obu banków „skumulowały się" na grudniowe posiedzenia (EBC już dziś, a Fedu 14 grudnia). I co? Wygląda na to, że w pewnym stopniu będziemy mieli „powtórkę z rozrywki". Według powszechnych oczekiwań bank pod wodzą Mario Draghiego zdecyduje się na przedłużenie QE (które miało się skończyć w marcu 2017 r.), prawdopodobnie o jakieś sześć–dziewięć miesięcy. A tymczasem Fed ma według prognoz podnieść stopy procentowe. Te rozbieżności sprawiają, że rentowność amerykańskich obligacji jest dużo wyższa niż europejskich, a dalsza konsekwencja to utrzymywanie się kursu euro do dolara w okolicach dolnej granicy przedziału wahań z ostatnich dwóch lat.

Zauważmy jednak, że w odróżnieniu od sytuacji sprzed roku teraz już nie ma mowy o rozszerzaniu eksperymentalnej polityki EBC. Uwaga koncentruje się raczej na tym, kiedy bank zacznie się z niej wycofywać. Jeśli tendencja wzrostu inflacji się utrzyma, to w 2017 roku możemy być świadkami stopniowego wycofywania się EBC ze skupu obligacji.