Jeszcze do niedawna pojawiały się głosy, że do takich długich okresów postoju między kolejnymi decyzjami amerykańskiego banku centralnego trzeba się przyzwyczaić. Polityczna i gospodarcza niepewność, z którymi musieliśmy się zmagać od pierwszych sesji tego roku, zrobiły swoje. Trzeba jednak pamiętać, że tuż po zmianie stóp w grudniu ubiegłego roku rynki finansowe zakładały scenariusz znacznie bardziej ekspansywny, nawet dwie–trzy podwyżki jeszcze w 2016 r. Teraz jest podobnie. W obliczu wzrostu cen surowców, obietnic zwiększenia wydatków inwestycyjnych, objawienia się inflacji oraz rajdu rentowności długoterminowych obligacji inwestorzy ponownie oczekują pewnego przyspieszenia tempa zacieśnienia polityki pieniężnej w USA. Dlatego, choć nie należy przeceniać znaczenia środowej decyzji Fedu, to wymowa komunikatu i słowa wypowiedziane podczas konferencji mogą albo wzmocnić ostatnie trendy, albo je skorygować.
Przewidzenie przekazu, który członkowie FOMC zamierzają dać, jest o tyle trudne, że musi być rozpatrywane względem wypowiedzi przyszłego prezydenta, który nie szczędzi Janet Yellen i jej kolegom słów krytyki. Zapewne będą chcieli podkreślić swoją niezależność, ale czy objawi się to złagodzeniem (Donald Trump krytykował politykę zerowych stóp), czy zaostrzeniem stanowiska w kwestii kolejnych ruchów, trudno moim zdaniem powiedzieć. Po obserwowanym od miesiąca wzroście wartości dolara i gwałtownym spadku cen obligacji można zakładać, że większy potencjał zysku do ryzyka niesie za sobą przyjęcie strategii kontrariańskiej, czyli uznanie, że rynek przesadził w wycenie skali zmian w polityce monetarnej. Obawiam się jednak, że zyskami z kupna długich obligacji czy sprzedaży dolara w zamian za waluty rynków wschodzących oraz euro inwestorzy nie będą się cieszyć zbyt długo.
W przeciwieństwie do końca 2015 r., kiedy to, poza budzącym obawy o przegrzanie koniunktury wzrostem zatrudnienia w USA, trendy były znacznie bardziej deflacyjne niż dziś, znaleźliśmy się w momencie, w którym należy na serio potraktować inflacyjne zagrożenie. Szczególnie inwestując na rynku obligacji. Skoro w 2013 r. rentowność amerykańskich dziesięcioletnich obligacji doszła do 3 proc. przy niższej niż dziś inflacji, to dlaczego obecny trend spadkowy na cenach długu ma się skończyć przy stopie rzędu 2,5 proc.?