Wszystko dlatego, że w poniedziałek WIG20 zyskał ponad 2 proc. i tym samym nasz rynek należał do grona najsilniejszych w Europie. Pozwalało to wierzyć, że korekta, z którą mieliśmy ostatnio do czynienia, zbliża się do końca. Wtorek dostarczył kolejnych argumentów przemawiających za tym scenariuszem.
Jedynie na początku notowań indeks 20 największych firm naszego parkietu miał problem z obraniem kierunku. Co więcej, na starcie był pod kreską, jednak byki szybko przystąpiły do ataku. Ich szarżę można podzielić na dwa okresy. Pierwszy to ten zaraz po otwarciu, gdzie udało się wyprowadzić WIG20 powyżej poziomu zamknięcia z poniedziałku. W tej części bykom starczyło sił do tego, aby WIG20 znalazł się około 0,5 proc. nad kreską. Po tym ruchu przyszedł czas na odpoczynek i przez pewien okres na rynku działo się niewiele.
Dwie godziny przed końcem notowań popyt postanowił jednak wyprowadzić kolejny atak. WIG20 mozolnie, ale systematycznie zaczął zdobywać coraz to wyższe poziomy. Naszemu rynkowi nie przeszkadzało nawet to, że inwestorzy w Stanach Zjednoczonych po otwarciu notowań na Wall Street nie palili się do kupowania akcji, ani nawet to, że europejskie indeksy miały problem z obraniem kierunku.
Warszawa dzięki swojej imponującej końcówce znowu znalazła się wśród najlepszych rynków na Starym Kontynencie. WIG20 zyskał ostatecznie 0,9 proc. Dwa dni pokazu siły naszego rynku pozwalają wierzyć, że teorie mówiące o końcu korekty na GPW nie są wyssane z palca.
Indeks największych spółek do środowych notowań przystąpi z poziomu 2239 pkt. A te, przynajmniej patrząc na kalendarz makroekonomiczny, zapowiadają się dużo ciekawiej niż te wtorkowe. Czekają nas m.in. dane dotyczące zmiany zatrudnienia w Stanach Zjednoczonych czy też odczyty PMI z tamtejszego sektora usług.