Indeks DAX porusza się w trendzie spadkowym od 23 stycznia. Zniżka zaczęła się z poziomu 13 596 pkt (dzienne maksimum), a dziś przed południem notowania ustanowiły nowe dno na poziomie 10 885 pkt. Jeśli ktoś zaokrągla wyniki do jedności, to można uznać, że z punktu widzenia analizy technicznej Frankfurt właśnie znalazł się na granicy bessy. Patrząc na wykres krótkoterminowo mamy dziś wyjście dołem z budowanej od połowy października konsolidacji. Dolna granica 11 000 pkt pękła, co stanowi sygnał sprzedaży. Zasięg zniżki mierzony wysokością konsolidacji to okolica 10 500 – 10 300 pkt. Tutaj znajduje się też strefa wsparcia wyznaczona przez konsolidację z czwartego kwartału 2016 r. Wątpię, by byki tak łatwo się poddały. Jeśli dojdzie do kontry i powrotu nad 11 000 pkt, to niedźwiedzi sygnał zostanie zanegowany. Pytanie tylko na jak długo? Kierunek głównego trendu jest spadkowy, dlatego bardziej prawdopodobne w szerszym ujęciu czasowym jest pogłębianie dołków. Zwłaszcza, że we Frankfurcie słabością rażą też od dłuższego czasu druga i trzeci linia giełdowego parkietu. Indeks mDAX spadał dziś przed południem o 2,7 proc. do 22 544 pkt, co oznacza, że jest najniżej od lutego 2017 r. Licząc od szczytu hossy indeks jest już 18,1 proc. pod kreską. Nie lepiej jest z niemieckimi maluchami. Otóż mDAX spadał dziś o 2,7 proc. do 10 053 pkt, a więc znalazł się najniżej od kwietnia 2017 r. a od szczytu hossy traci już 21 proc.
Dzisiejsza sesja dla niemieckiego rynku akcji może być więc przełomowa. Wiele zależeć będzie jednak od Wall Street. Czekamy na to, jak rynek amerykański poradzi sobie z atakiem podaży.