Sytuacja na GPW to mieszanka czynników zewnętrznych w postaci słabości zagranicznych giełd i lokalnych, wynikających z odpływu kapitału z krajowych TFI i... afer, które podkopały zaufanie inwestorów do rynku.
Miłe złego początki
W ten rok inwestorzy z warszawskiej giełdy weszli w wyśmienitych nastrojach. Indeks WIG, niesiony falą optymizmu po udanym dla większości posiadaczy akcji 2017 roku, ustanowił nowy historyczny szczyt notowań, osiągając 23 stycznia 2018 roku wartość prawie 68 tys. pkt. Niestety, w dalszej części roku nastroje nie były już tak sprzyjające, co sprawiło, że po ustanowieniu rekordu indeksy zaczęły się systematycznie osuwać i coraz częściej zaczęło się pojawiać słowo „bessa". W skali całego roku WIG stracił 10 proc.
– Zarówno skala, jak i czas trwania przeceny, uprawnia do mówienia o bessie. Najmocniej jest ona zauważalna w segmencie małych spółek, gdzie skala zniżek była największa. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że tym razem polska bessa jest dość nietypowa, bo w tym samym czasie mieliśmy pozytywne dane z polskiej i największych światowych gospodarek, a amerykański rynek akcji notował kolejne historyczne rekordy – uważa Marcin Materna, dyrektor departamentu analiz Millennium DM.
Jego zdaniem krajowy rynek ucierpiał z powodu odwrotu inwestorów od rynków wschodzących oraz wpływu czynników lokalnych. – Kluczowym negatywnym czynnikiem było pogorszenie fundamentów w wielu spółkach z szerokiego rynku. Wzrost przychodów nie nadążał za wzrostem kosztów, co negatywnie odbiło się na osiąganych marżach. Wzrost kosztów operacyjnych okazał się większym problemem, niż wcześniej zakładano, co w wielu przypadkach było powodem negatywnych zaskoczeń w tegorocznych wynikach. Uważam, że niedoszacowane zostały prognozy wzrostu kosztów w spółkach – ocenia Marcin Materna.
Dramat małych spółek i fala wezwań
Bessa dała się najmocniej we znaki posiadaczom akcji małych spółek. Zdecydowana większość firm z tego segmentu rynku zakończyła rok na minusie, a przeceny sięgające kilkudziesięciu procent nie należały do rzadkości. – Problemem małych spółek są rosnące koszty pracy w Polsce, co tworzy presję na uzyskiwane marże. Dodatkowy czynnik kłopotliwy dla najmniejszych podmiotów to problemy rodzimych TFI, które były zmuszone do zmniejszenia portfela, a spółki z tego segmentu są często zbyt małe, by zainteresować nimi kapitał zagraniczny – wyjaśnia Mateusz Namysł, analityk DM mBanku.