Wszyscy ci, którzy liczyli, że czwartkowa sesja przyniesie odreagowanie po dwóch dniach spadków, właściwie już w pierwszych minutach notowań musieli przełknąć gorzką pigułkę. Na naszym parkiecie po raz kolejny dominował kolor czerwony i tym samym spadkowa seria indeksu WIG20 została przedłużona do trzech sesji.
Indeks największych spółek naszego parkietu rozpoczął notowania 0,3 proc. pod kreską, co już było jasnym sygnałem, kto rozdaje karty na rynku. Nie dawało to zbyt wielu powodów do optymizmu inwestorom. Jakby tego było mało, w kolejnych godzinach handlu podaż jeszcze przycisnęła. Byki w czwartek były praktycznie bezradne.
Z jednej strony nie sprzyjało nam otoczenie. Większość europejskich rynków też borykała się z przeceną, jednak nie była ona tak mocna jak u nas. W połowie sesji WIG20 tracił około 0,7 proc., podczas gdy niemiecki DAX czy francuski CAC40 spadały o około 0,3 proc. Z drugiej strony Warszawa miała swoje problemy. Pod presją znowu znalazły się banki. PKO BP, Alior Bank czy Santander Bank Polska traciły w ciągu dnia nawet 3 proc. Znowu wrócił bowiem temat kredytów frankowych.
Sąd Najwyższy w jednej ze spraw dotyczącej kredytu frankowego uchylił wcześniejszy wyrok Sądu Apelacyjnego i nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy przy uwzględnieniu niedawnego orzeczenia TSUE. W rywalizacji kredytobiorcy - banki kolejny punkt zdobyła więc ta pierwsza strona. To najlepszy dowód na to, że o temacie kredytów frankowych nie da się tak łatwo zapomnieć i ryzyka z tym związane inwestorzy wciąż muszą brać pod uwagę.
W takich okolicznościach ciężko było o wzrosty na warszawskim parkiecie. Co prawda na ostatniej prostej popyt próbował coś ugrać, ale na niewiele to się zdało. Tym bardziej, że i impulsów do działania brakowało. Przede wszystkim wolne mieli inwestorzy w Stanach Zjednoczonych. W ostatecznym rozrachunku WIG20 stracił więc 0,56 proc. Wszystko to jednak działo się przy znikomej aktywności inwestorów. Obroty na całym rynku nie przekroczyły 500 mln zł, co nawet jak na nasze standardy jest dość mizernym rezultatem. To jednak też najlepszy dowód na to, jak dużą rolę na naszym parkiecie odgrywa kapitał amerykański.