Po części tak fenomenalna zwyżka jest efektem niskiej bazy, bo rok 2018 kończył się pod znakiem solidnej korekty, której rozmiary otarły się wręcz o bessę (w pewnym momencie amerykański indeks był prawie 20 proc. poniżej szczytu, a cały rok zamknął na minusie).
Z fundamentalnego punktu widzenia niepokojące może być to, że w ślad za fenomenalną tegoroczną zwyżką nie poszły zyski korporacji. To oznacza, że wzrost S&P 500 to tym razem w całości efekt wzrostu wskaźnika P/E (cena/zysk). O ile 2018 rok kończył on na poziomie ok. 16, o tyle teraz jest to przeszło 20, bazując na raportowanych zyskach. P/E w wersji bazującej na prognozach zysków podskoczył z kolei z ok. 15 do przeszło 19.
W górę istotnie poszły też alternatywne współczynniki, takie jak cena/sprzedaż (P/S) i cena/wartość księgowa (P/BV). A to w myśl naszego modelu oznaczać może tylko jedno – że projekcje długoterminowych przyszłych stóp zwrotu uległy pogorszeniu. O ile na koniec 2018 r. nasz model mówił o długoterminowych stopach zwrotu rzędu 5–6 proc. w skali roku, o tyle obecnie jest to raptem ok. 1 proc. (+/- parę punktów błędu prognozy).
Te projekcje nie muszą o niczym przesądzać w perspektywie najbliższego roku – bo przykład końcówki lat 90. pokazuje, że wyceny mogą w skrajnym przypadku stać się jeszcze wyższe – ale długoterminowi inwestorzy mogą być skłonni poczekać na lepsze okazje.