Jeśli chodzi o pozytywne czynniki, najważniejszym wydaje się efekt tzw. momentum. Skoro indeksy stopniowo idą w górę, to zapewne sam ten fakt przyciąga kolejne grupy inwestorów na zasadzie „FOMO", czyli strachu pozostania poza rosnącym rynkiem. Szczególnie że według większości monitorowanych przez nas miar tzw. pozycjonowanie inwestorów pozostaje raczej na niskich poziomach. Jako plus z rynkowego punktu widzenia można również postrzegać masowe QE w wykonaniu banków centralnych. Co prawda suma bilansowa Fedu w ostatnich tygodniach maleje, ale głównie na skutek braku zapotrzebowania na tzw. swapy płynnościowe ze strony innych banków centralnych (samo QE postępuje). Pozytywnie postrzegać też można stabilizację prognoz zysków spółek na ten rok i przyszły. Byczo nastawieni inwestorzy porównują tę sytuację z 2009 rokiem. Do negatywnych czynników zaliczylibyśmy poziom wycen na Wall Street, który według naszego modelu zaczął implikować zerowe (!) długoterminowe (dziesięcioletnie) stopy zwrotu. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia tuż przed koronakrachem. Z punktu widzenia analizy technicznej niepokoić mogą natomiast tzw. negatywne dywergencje w przypadku niektórych indeksów. O ile bohater obecnej hossy Nasdaq Composite bił w ostatnich tygodniach rekordy wszech czasów, o tyle wskaźnik RSI nie potwierdza nowych szczytów. I to też przypomina sytuację z początku roku. ¶