Szok i niedowierzanie! To co stało się w poniedziałek z cenami ropy naftowej, na długo przejdzie do historii rynku. Cena „czarnego złota" spadała momentami o ponad 30 proc. Baryłka ropy typu WTI była wyceniana już poniżej 30 USD. Ropa Brent zjechała poniżej 32 USD za baryłkę. Na rynku mamy do czynienia już z otwartą wojną cenową.
Atak podaży
Przez wiele miesięcy notowania ropy poruszały się w trendzie bocznym. W tym roku niedźwiedzie zaczęły jednak zdobywać coraz większą przewagę. W styczniu cena ropy WTI zjechała w okolice 50 dolarów za baryłkę, a w lutym znalazła się blisko 45 dolarów. Mimo wszystko wydawało się, że sytuację lada moment uda się opanować i długoterminowo ropa utrzyma się w konsolidacji.
Oczywiście ostatni ruch w dół związany był z rozprzestrzeniającym się koronawirusem i jego coraz mocniejszym wpływem na globalną gospodarkę i tym samym na popyt na ropę. W tym kontekście zaczęto powszechnie liczyć, że do gry włączy się grupa OPEC+, która miała zwiększyć cięcia produkcji, tak aby zniwelować wpływ koronawirusa na rynek ropy.
– Rynek ropy w 2020 r. wchodził w stanie zagrożenia nadpodażą pomimo limitu wydobycia ustalonego na 41 mln baryłek na dzień (24,7 mln baryłek to cel produkcji dla OPEC). Kartel i sojusznicy nie byli w stanie skutecznie kontrolować wydobycia i dostosowywać produkcji, by walczyć z negatywnym wpływem wojen handlowych. Punkt startowy był już bardzo niekorzystny, a rozprzestrzeniająca się epidemia koronawirusa przekłada się na spadek popytu na ropę. Na obecnym etapie trudno go rzetelnie oszacować, ale sama kwarantanna w Chinach miała obniżać zapotrzebowanie w skali roku na kilkaset tysięcy baryłek na dzień – wskazują analitycy TMS Brokers.
Zamiast jednak konkretnych działań OPEC+ dostaliśmy wielki chaos i wojnę cenową. Rosja nie zgodziła się bowiem na cięcie produkcji, co doprowadziło do zerwania porozumienia przez Arabię Saudyjską.