AUD i NZD zdominowały pozostałe waluty G10 pod względem zysków (kolejno +1 proc. i +1,9 proc. względem dolara), wyłamując się tym samym spod presji wywołanej dużą niepewnością wobec grudniowej decyzji Fed, która wspierała ostatnio dolara.
Aprecjacja AUD i NZD ma charakter ogólny i kontrastuje ze spadkami na tzw. „bezpiecznych przystaniach”, tj. franku, jenie czy właśnie dolarze. Głównym motorem wzrostów nie jest jednak wzrost apetytu na ryzyko, a zmiana oczekiwań wobec polityki monetarnej, która, co ciekawe, w obu gospodarkach zmierzała do tej pory w przeciwnych kierunkach.
Odbicie na AUD to przede wszystkim zasługa nieoczekiwanego wzrostu inflacji z 3,6 proc. do 3,8 proc. oraz najsilniejszego od 2012 r. wzrostu inwestycji kapitałowych. Rezerwa Banku Australii zatrzymała cykl luzowania już w sierpniu na poziomie 3,6 proc., a realnie ujemny poziom stóp oraz dalsze ożywienie w sektorze przedsiębiorstw dopuszczają nawet możliwość ponownego zacieśnienia polityki monetarnej.
W Nowej Zelandii doszło z kolei do zmiany narracji banku centralnego. W świetle szybkiego wzrostu bezrobocia, RBNZ prowadziła od 2024 roku dość agresywny cykl obniżek, sprowadzając w tym tygodniu Official Cash Rate do 2,25 proc. (najniżej od 3 lat). Niemniej najnowsze projekcje RBNZ zakładają powrót inflacji do 2 proc. w połowie 2026 r., co w połączeniu z neutralnym tonem Hawkesby’ego („wszystkie opcje na stole”) zostało odebrane jako potencjalny koniec luzowania, oferując NZD długo wyczekiwane wsparcie.