TGE obchodziła w tym roku jubileusz 25-lecia. Jak wyglądał handel energią elektryczną i gazem na początku działalności, a jak teraz?
Było na pewno łatwiej, niewiele się działo, a praca była spokojna, wręcz monotonna (śmiech). Wystarczy spojrzeć na archiwalne indeksy. Wiemy, że cena energii elektrycznej jest pochodną miksu energetycznego. Wówczas bazowaliśmy praktycznie tylko na węglu: kamiennym i brunatnym. Produkcja energii z tego paliwa była ciągła, a to przekładało się na jedną, stałą i stabilną cenę. Jednocześnie konkurencji – jak łatwo się domyślić – wiele nie było. Cena za 1 MWh wynosiła 88 zł przez cały dzień.
Giełda miała cokolwiek do powiedzenia na rynku?
Rola giełdy była wtedy marginalna, dlatego aby mieć liczący się głos, rozwijaliśmy TGE przez ostatnie 25 lat. Wówczas jedynym rynkiem, który prowadziliśmy, był rynek dnia następnego, a udział giełdy był znikomy i wynosił poniżej 1 proc.
A dzisiaj? Spokojnego handlu już chyba nie ma i raczej nie będzie…
Oczywiście, cały proces przebiegu sesji jest przez nas nadzorowany i tym samym bezpieczny. Niemniej jednak obecnie ceny energii są bardzo zmienne. Niekiedy na rynku dnia następnego w ciągu dnia mamy cenę poniżej 0 zł za MWh, aby wieczorem zbliżała się nawet do 1000 zł. Ceny są dzisiaj pochodną naszego miksu energetycznego, gdzie niemal 30 proc. to OZE, a udział węgla z blisko 100 spadł poniżej 60 proc. Do tego dochodzi rynek międzynarodowy. Oznacza to, że sytuacja u naszych sąsiadów także wpływa na podaż i popyt, a w konsekwencji na cenę, którą widzimy na wykresach.
Udział giełdy w handlu 25 lat temu wynosił mniej niż 1 proc., a dzisiaj?
Udział obrotów w rynku energii elektrycznej TGE do konsumpcji netto w 2024 r. wyniósł ok. 85 proc., z czego na rynek dnia następnego i bieżącego przypadało 32 proc. (w 2022 r. było to około 21 proc.), a na terminowy – 53 proc. Wraz z rozwojem OZE widać wyraźnie rosnące znaczenie rynku spot (rynki dnia następnego i bieżącego). W tym roku spodziewamy się, że udział obrotów energią elektryczną na rynku spot TGE w zużyciu netto będzie na poziomie zbliżonym do zeszłorocznego (około 30 proc.), co potwierdza zwiększone znaczenie tego segmentu wobec zmian w miksie energetycznym kraju.
Powiedział Pan, że udział TGE w handlu energią wyniósł w 2024 r. 85 proc. i to mimo braku obliga. Po co więc wracać do tego mechanizmu?
Po pierwsze, realny udział obliga – jak wynika z danych URE – wynosił przy pseudo-100-procentowym obowiązku ok. 36–51 proc. krajowej produkcji energii elektrycznej brutto. Po drugie, obligo ma znaczenie głównie dla rynku terminowego, a więc w dostawach energii na rok kolejny czy dwa lata do przodu. Bez obliga, jak uczy nas historia, udział rynku terminowego istotnie spada, ponieważ sprzedawcy kontraktują produkowaną energię elektryczną przede wszystkim ze spółkami w ramach grupy kapitałowej, w której skład wchodzą. To istotnie ogranicza dostępny wolumen energii na giełdzie, konkurencyjność na obu rynkach (hurtowym oraz detalicznym) i transparentność kształtowania się ceny.