Ich przedstawiciele twierdzili, że firmy kolejowe są już bliskie upadłości. W tej sytuacji związkowcy chcą m. in., aby państwo dofinansowało kwotą 230 mln zł PKP Cargo, przewoźnika towarowego, który nie ma pieniędzy m.in. na inwestycje związane z modernizacją taboru. Zamiast redukcji liczby pracowników związkowcy żądają wysłania części załogi na urlopy. Wówczas urlopowane osoby otrzymywałyby 60 proc. dotychczasowego wynagrodzenia.
– Takie rozwiązanie nie jest dobre dla żadnej spółki, w której występuje przerost zatrudnienia. Aby osiągnąć rentowność, w całej grupie PKP trzeba jeszcze zwolnić około 25 tys. osób – mówi Adrian Furgalski, dyrektor w Zespole Doradców Gospodarczych TOR. Tymczasem dziś wszystkie spółki z grupy PKP zatrudniają 102 tys. osób. W ocenie Furgalskiego tak duże zwolnienia wymagają decyzji politycznej, państwowych pieniędzy na odprawy i dwóch lat restrukturyzacji.
PKP Cargo poinformowało, że koszty firmy w pierwszych dwóch miesiącach tego roku wyniosły łącznie 729 mln zł, wobec 924 mln zł w tym samym okresie 2008 r. W ocenie zarządu to efekt działań oszczędnościowych m.in. w zakresie obniżek wynagrodzeń i ograniczenia inwestycji.
Problemy z uzyskaniem finansowania na inwestycje ma też PKP Intercity, które pod koniec roku miało trafić na warszawską giełdę. Związkowcy domagają się około 200 mln zł na remonty kilkuset wagonów pasażerskich. Spółka przejęła je kilka miesięcy temu od PKP Przewozów Regionalnych. – W I kwartale PKP Intercity zanotowało spadek przewozów pasażerskich. To wpływa na pogorszenie kondycji spółki – uważa Adrian Furgalski.