Szara strefa na rynku bukmacherskim skurczyła się z 90 do 60 proc. Ministerstwo Finansów uruchomiło rejestr stron należących do bukmacherów, którzy nie mają licencji na działanie w naszym kraju. Operatorzy internetowi zaczęli blokować te strony. Banki zaś blokują wypłaty nagród dla polskich graczy od nielegalnych bukmacherów. Legalnie działające firmy: STS, Fortuna, Totolotek, forBET, Milenium LvBET i eToto, odprowadziły w zeszłym roku niemal 400 mln zł podatku od gier, blisko dwa razy więcej niż rok wcześniej.
Ale radość trwała krótko. Nielegalni bukmacherzy wracają do Polski. – W początkowej fazie, po wejściu w życie nowelizacji ustawy hazardowej, legalna część branży bukmacherskiej w Polsce notowała rosnącą liczbę użytkowników. Obecnie coraz więcej nielegalnych operatorów wraca na polski rynek. Dochodzą do nas sygnały, że te podmioty korzystają z archiwalnych baz danych – dzwoniąc do byłych klientów, oferując usługi i wprost instruując, jak można ominąć blokady wprowadzone przez prawo – mówi Łukasz Borkowski ze Stowarzyszenia Graj Legalnie.
– Mimo blokowania IP i płatności, które wprowadziła nowelizacja, nadal jest dużo podmiotów, które nie posiadają zezwolenia Ministerstwa Finansów i nie mogą legalnie oferować swoich usług w Polsce, lecz robią to bardzo skutecznie, pracując z olbrzymimi bazami graczy, które zbudowały w latach 2009–2017. W ostatnim czasie obserwujemy ich wzmożoną aktywność – potwierdza Adam Lamentowicz, prezesa Totolotka.
Bukmacherzy są zgodni. Działania nielegalnych bukmacherów ułatwia Ministerstwo Finansów, które zbyt rzadko uzupełnia ich rejestr, co utrudnia blokowanie ich witryn w internecie. To zaś, że nie występują oni o licencje na legalną działalność w Polsce, to zasługa naszych przepisów podatkowych. Polskie podatki należą do najwyższych w Europie, a to zwiększa atrakcyjność nieobłożonych nimi zakładów.